poniedziałek, 30 grudnia 2013

Na bolenie zębów

Może kogoś boli ząb? Tak się składa, że znalazłem kilka starych dobrych metod na ulżenie w cierpieniu w dziele "Lekarstwa domowe dla poratowania zdrowia ludzkiego w chorobach y nagłych przypadkach z nowego zielnika zebrane (...)" z 1687 roku autorstwa Wojciecha Laktańskiego. Polecam!

Biblioteka Narodowa, sygn. SD XVII.2.1329, s. 4r


"Na bolenie zębów

Glisty ziemne w oliwie warzyć i w przeciwne ucho puszczać. Kiedy ból od zimna, Peretron [?] zwać i na zębie dzierżeć, też z nim pić. Czarnuchę warzyć a zęby płukać. Wziąć czosnku, smolnego łuczywa, kadzidła, warzyć to w winie albo w wodzie albo w occie i pić. Zagrzać wino i włożyć ałunu, na zębie dzierżeć. Wziąć czosnku główkę, stłuc, przyłożyć do końca dłoni na rękę, gdzie poczyna się łokieć. Uczyni bąble, co przestrzygnione wypuszczą złą materię."





środa, 25 grudnia 2013

Miniatury na święta

Z tej okazji, że obchodzimy Boże Narodzenie, to wrzucę kilka obrazków z Jezusem. Trafiła mi ostatnio do rąk książka z reprodukcjami ormiańskich miniatur manuskryptowych, z których szczególnie jedne mnie urzekły, bo gdy zazwyczaj Jezusa przedstawia się jako niezwykle poważną postać, tak tutaj wygląda na niepoprawnego optymistę! I to mi jakoś dobrze koresponduje z dzisiejszym dniem :)

Na górze: wjazd do Jerozolimy, na dole: obmycie stóp.
Na górze: wskrzeszenie Łazarza, na dole: wypędzenie demonów z opętanego.

Miniatury pochodzą z końca XIV wieku.

wtorek, 24 grudnia 2013

Wigilia na bogato

Z wiadomej okazji prezentuję fragment znanej już księgi szafarskiej dworu Jana III Sobieskiego (więcej o księdze tutaj: http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/09/krolewskie-zarcie.html). Co wylądowało w Wigilię na stole króla, królewskiej małżonki i jego synów?

Archiwum Główne Akt Dawnych, Nabytki niedokumentowe oddziału I, sygn. 172, s. 274

"Die 24 decembris, sobota
Wigilia Bożego Narodzenia 1695
Obiad króla jegomości i collatya w Marywilu

Do stołu króla jegomości

      łosoś rosły mis                1
      karpi rosłych dwa mis       2
      szczupaków półm[isków]  9
      karpi numero 14               7
      okuni                              1
      leszczy                           2
      linów                               5
      słonych ryb                      2
      sztokfiszu                        1
      śledzi                              2
      ryżu                                1
      migdałów                         4
      34 półm[iski]
      mis 3 czeczug zamrożonych dwie

Dla królowej jejmości

      szczupaków                 3
      okuni                           1
      migdałów                     1
      N                                5

Do stołu królewiczów ichmościów

      szczupaków               5
      kar[pi] rosły[ch]           2
      karpi numero 10          5
      okuni                         1
      leszczy                      2
      linów                          2
      słonych ryb                1
      migdałów                   1
      ryżu                           1
      N                               20"

Jak widać w Wigilię post był przestrzegany, oczywiście co innego w samo Boże Narodzenie, gdzie stół aż uginał się od mięsiw. Z ciekawostek można wymienić, że tego świątecznego dnia oprócz standardowych w menu Jana III i jego współbiesiadników baranów, ozorów, prosiąt i kapłonów znaleźć też można było kopę ślimaków.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Historia z wąsem

Najpierw chciałem to jakoś skomentować, ale może po prostu pozwolę Wam się napawać tą fotką w spokoju.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Fotografii Oddziału III, sygn. VI/43

Pan przedstawiony na tym zdjęciu to Henryk Stecki, czyli żyjący w latach 1823 - 1895 (mógł też umrzeć później, kiedy dokładnie, nie wiadomo) ziemianin, numizmatyk i pamiętnikarz. Na próżno szukać o nim jakichś dokładniejszych informacji w internetach, więc jeśli kogoś zaintrygowała ta postać, to zapraszam do lektury opartej na źródłach analogowych (konkretnie: PSB).
Syn powstańca listopadowego, w związku z czym jego ojciec musiał w 1832 r. udać się na emigrację, zaś niemal cały majątek jego rodziny został skonfiskowany. Na domiar złego matka umarła, gdy był jeszcze małym dzieckiem, potem wychowywany przez dziadków, ciotki i inną bliższą lub dalszą rodzinę. Z całego sporego majątku Rosjanie zostawili mu tylko majątek w Raśnikach, gdzie po osiągnięciu wieku dojrzałego mieszkał. Nie miał zamiłowania do prac gospodarskich, wolał spędzać czas na odwiedzaniu szlacheckich sąsiadów. Dla zaborcy nie chciał pracować, choć miewał propozycje pracy w administracji. Ożenił się, miał kilkoro dzieci, spędzał czas, m. in. występując w amatorskim teatrze w Żytomierzu. W pewnym momencie doszedł z żoną do wniosku, że najfajniej to będzie mieszkać w Warszawie, gdzie w 1850 r. się przeprowadził i znowu spędzał czas, ponownie skupiając się na odwiedzaniu i zapraszaniu. Wśród jego znajomych był na przykład Zygmunt Krasiński. W mieście był znany głównie z tego, że miał jedną z największych kolekcji polskich monet i medalionów (pisywał też artykuły fachowe na ten temat). Długo na miejscu nie wysiedział, udał się wraz z małżonką w podróż po Europie, potem osiadł w Petersburgu, gdzie przy okazji wygrał z państwem rosyjskim proces o zwrot skonfiskowanego majątku. Gdy wybuchło Powstanie Styczniowe nie bardzo się do niego garnął, uważał bowiem że jest to "nieszczęśliwa rewolucja". Jego poglądy polityczne kształtowały się dzięki znajomości z Aleksandrem Wielopolskim czy Andrzejem Zamoyskim, przywódcą "białych", więc postawa ta nie zaskakuje.
W latach 70. skupił się na pisaniu do czasopism spirytystycznych, warszawskiego "Światła Zagrobowego" i francuskiego "Revue Spirite", gdzie popełnił krótką serię artykułów o jasnowidzeniu. W tym samym czasie wplątał się w jakiś burzliwy romans, w którego efekcie musiał sprzedać swoją drogocenną kolekcję numizmatyczną.
Pod koniec życia, w latach 90. spisał swoje wspomnienia do roku 1863 i wydał pod tytułem Wspomnienia mojej młodości. O późniejszych wydarzeniach pisać nie chciał, gdyż uznawał je za przykre i smutne. Myślę, że niniejsza fotografia pochodzi z tego lepszego okresu jego życia.

piątek, 20 grudnia 2013

Człek, by nie usnął nocy kilka

Weekend za pasem, przychodzi więc ten przykry okres w tygodniu, kiedy trzeba chodzić na imprezy i pić zimne piwo, albo nawet i wódkę, jeszcze zimniejszą. Trudno co robić, musimy. Jak jednak wytrzymać całą noc na nogach, i to najlepiej w dobrym nastroju? Oczywiście można przyjmować dożylnie kofeinę, można też zażywać inne środki wspomagające. Jednak wiadomo, że to niezdrowe, a czasem to i nawet nielegalne... Na szczęście z pomocą przychodzi nam nieoceniony książę Hieronim i jego zbiór porad na każdą okazję.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Radziwiłłów - Rękopis biblioteczne, bez sygnatury

"Człek by nie usnął nocy kilka nie śpiąc: wziąć serce krucze lub nietopyrza za czapkę albo kapelusz. Póki mieć będzie pewnie nie uśnie."

Przy okazji przypominam starsze notatki z rzeczonej książeczki: sekret politycznej męczarni oraz pies by prędko do ciebie przystał.


wtorek, 17 grudnia 2013

O zimnym Jasiu

Oto wracamy do czarownic z okolic Grodziska Wielkopolskiego. Już raz pisałem o pewnej sprawie o czary, którą można znaleźć w tamtejszej "czarnej księdze" (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/07/o-ciezkim-zyciu-starych-czarownic.html), teraz poczytamy, cóż takiego zarzucał sąd miasta Grodziska niejakiej Jadwidze z Porażyna w 1710 r.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Biblioteka Baworowskich, sygn. 252, s. 23

"Jadwigi z Porażyna Interrogatoria, quid benevola inquisitione et tortura ratificavit
Sub actu Iudicii banniti suprapti feria 6ta post festum exaltationis S. Crucis proxima 1710

  1. Jadwigo. Znasz że się do tego, żeś bywała na łysy górze pod borem za Jastrzębnikami ku Michorzewku przy błocie i tameś bankietu czartowskiego zażywała, tańcowała z tym diabłem Jasiem? Respondit:
  2. Znasz że się do tego, żeś się Pana Boga, którego cielcem nazwał, a Najświętszą Pannę starą babą, wyrzekła? Respondit:
  3. Znasz że się do tego, żeś z tym diabłem Jasiem przyleciawszy z łysy góry obcowała cieleśnie, któregoś czuła zimnego? Respondit: Znam.
  4. Znasz że się do tego, żeś Najświętszy Sakrament z fary w Opalenicy ukradła i siekłyście go rózgami, ażeby powietrze było, który wam PAN JEZUS mówił: „Niebaczne białogłowy, co czynicie ze mną?”, na godzinę, i tyś go też biła? Respondit: Znam.
  5. Znasz że się do tego, żeście Nowakowi w Jastrzębnikach krowy dwie, jedne czerwoną, drugą siwą, oczarowały, co pozdychały, boście nie miały co jeść na łysy górze.
  6. Znasz że się do tego, żeście w dziwaczku [?] Jegomościnym i na koniach Jegomości na łysą górę jeździły, a powoził was parobek Nowaka, Andrzej.
  7. Znasz się do tego, żeście miały proszkiem Jegomości Pana starostę śremskiego, dobrodzieja naszego, skoroby z Śląska przyjechał obsypać aby był umarł.
  8. Znasz że się do tego, żeś ten Najświętszy Sakrament w mąkę Annie Lichej włożyła, ażeby mąż jej był opuchł i umarł, z którego chleba kiedy krojono krew przenajświętsza z hostii ciekła."
Mamy więc tu serię pytań zadanych oskarżonej, która jednak chyba wiele nie powiedziała, a przyznała się tylko do dwóch przestępstw: do bicia rózgami hostii, oraz do stosunku cielesnego z diabłem, który ponownie, jak w poprzedniej przytaczanej przeze mnie sprawie, nosi szykowne imię Jaś. Uroczo.
Już w XV wieku autorzy niesławnego "Młota na czarownice" pisali, iż diabeł był odczuwany w czasie stosunku jako "zimny". Wynikało to niekomfortowe wrażenie z dosyć skomplikowanej teorii: diabeł, aby uzyskać widzialny i wyczuwalny przez ludzi kształt (w końcu był złym duchem, nie miał ciała), formował swoją widzialną dla ludzi postać poprzez zagęszczanie powietrza. "Młot na czarownice" aż do XVIII wieku był podstawowym orężem w walce z przebiegłymi służebnicami szatana, był zresztą książką dosyć popularną, więc wyobrażenia w nim zawarte były powszechne, przynajmniej wśród osób jako tako wykształconych. "Czarownice" szybko zresztą ich się miały okazje nauczyć: zadawane na torturach pytania były równocześnie jedyną słuszną odpowiedzią. 
Niestety mało kto słuchał się jednego z najważniejszych polskich prawników XVI wieku, Bartłomieja Groickiego, który pisał: "Bo wiele razów przygadza się, że drugi niecierpliwy ze strachu męki a bólu powie to, czego nigdy nie uczynił i przyzna się temu, czego nie winien; i wiele tym obyczajom niewinnych potracono".

niedziela, 15 grudnia 2013

Z okazji śniegu w Egipcie

Postanowiłem jakoś uczcić fakt, że w Kairze pierwszy raz od 112 lat spadł śnieg. Nie w kij dmuchał, takie rzeczy nie zdarzają się w końcu za często. Polecam więc lekturę okolicznościową: "Podróż do Turek y Egyptu z przydanym Dziennikiem podróży do Holandyi podczas rewolucji 1787 z francuzkiego przełożona" autorstwa nikogo innego, tylko samego Jana Potockiego. Jeśli ktoś sobie życzy poczytać, to proszę, oto link: http://polona.pl/item/1679545/2/

Wycieczki do Egiptu były zresztą już wtedy passe:

Biblioteka Narodowa, sygn. SD W.1.3750, s. 97

Oszczędza nam więc Potocki fotek z piramidą, sfinksem i wielbłądem, warto to docenić!

czwartek, 12 grudnia 2013

Jak przeżyć grudzień?

Dziś kolejna cenna porada, tym razem z XVI wiecznego traktatu pod łatwym do zapamiętania tytułem "Lekarstwa doświadczone, które zebrał uczony lekarz pana Jana Pileckiego, któremu są przydane lekarstwa końskie z cwiczeniem tego lekarza: Przydaliśmy y figury zioł rozmaitych ku lekarstwu z ziołkami dostatecznemi sprawione, teraz znowu na światło wydane." Autorem tego dzieła jest Marcin Siennik, zostało wydane w 1564 roku w Krakowie w słynnej Oficynie Łazarzowej, czyli drukarni założonej przez Ormianina Łazarza Andrysowicza.

Dzieło zawiera liczne porady zdrowotne, wbrew tytułowi raczej dla ludzi, niż koni. Między innymi jest też zestaw wierszyków, które pomagają zapamiętać jak należy postępować w kolejnych porach roku. Mamy grudzień, co powinniśmy więc robić, żeby się nie pochorować? Marcin Siennik spieszy z odpowiedzią!

Biblioteka Narodowa, sygn. SD XVI.Qu.170, s. 47

GRUDZIEŃ/DECEMBER

Grudnia głowę zakrywaj/
A z jej żyły krwie upuszczaj
Jedz z chrzanem nogi wieprzowe/
Mycie częste nie jest zdrowe.





środa, 11 grudnia 2013

Na cuchnienie z ust

Jak się odgrażałem, tak robię, przedstawiam jedno z moich znalezisk na portalu polona.pl. Rzecz bardzo pożyteczna i potrzebna, co można stwierdzić zwłaszcza o poranku w zatłoczonych środkach komunikacji. Proszę Państwa, oto sposób bardzo dobry na cuchnienie z ust!

Biblioteka Narodowa, sygn. SD XVIII.1.7109 adl., s. 47

Ten i wiele innych pożytecznych przepisów można znaleźć w dziele "Albert nowy czyli teraźnieyszy albo sekreta nowe, doświadczone i approbowane (...)" francuskiego autora o nazwisku Alletz. Na pewno jeszcze wiele jego cennych porad z tej niezwykłej publikacji przytoczę, bo warto - ponadczasowa wiedza!

Rzecz wyszła w Paryżu w roku 1770, w Polsce prawdopodobnie w 1790 w Wilnie.

wtorek, 10 grudnia 2013

A teraz coś z zupełnie innej beczki: gotycki ksenomorf!

Rzygacz, gargulec, garłacz, pluwacz, plwacz, a w tym konkretnym przypadku nawet ksenomorf. Tak, na XIV wiecznej katedrze w Paisley w Szkocji straszy kamienny Obcy. Co prawda miejscowy proboszcz twierdzi, że w latach 90. XX wieku był tu jakiś większy remont i renowacja kamieniarki...

Foto © User:Colin / Wikimedia Commons / CC-BY-SA-3.0

poniedziałek, 9 grudnia 2013

"Festyn w obozie", czyli Panoptikum idzie w Polonę

Zmiany, zmiany, zmiany. Z hukiem ogłaszam, że Panoptikum podbija nowy obszar, od tej pory będą tu nie tylko dokumenty z AGAD, czego do tej pory w miarę konsekwentnie przestrzegałem, ale także znaleziska z Polony. Jest to bowiem niemal niewyczerpane (i stale się powiększające) źródło spraw dziwnych, oraz zupełnie zwyczajnych, ale jakże ciekawych. Zresztą, jak może być inaczej, skoro w jej zbiorach jest też pierwsze znane zdjęcie Panoptikum? Z czasów, gdy było ono w pełni analogowe! 

http://www.polona.pl/item/5640999/0/

Jak głosi opis, zdjęcie zostało wykonane w 1919 roku i przedstawia prawdopodobnie sytuację z obozu w La Mandria di Chivasso we Włoszech, gdzie były formowane z polskich jeńców schwytanych przez armię austro-węgierską i niemiecką oddziały wojskowe, które następnie przetransportowano do Francji i oddano pod komendę generała Hallera (może więc zdjęcie zostało zrobione tam, tego nie wiemy).


środa, 4 grudnia 2013

Ponownie o wiecznej i zawsze na porażkę skazanej wojnie z pijaństwem

Niewdzięczne to zadanie walczyć z pijaństwem, niewdzięczne i w gruncie rzeczy nadaremne. Już publikowałem instrukcję, w której pracodawca starał się powściągnąć pociąg do butelki furmana Stefana (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/04/stefan-lubi-sie-napijac-czyli-dlaczego.html). Oto kolejna próba, tym razem ambitniejsza, bo dotycząca całego miasta. Izabela Branicka (z domu Poniatowska) próbowała zapanować nad barbarzyńskimi zwyczajami swoich poddanych w Białymstoku i wydała w 1771 r. następujące rozporządzenie:

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Branickich z Białegostoku, sygn. 59

"Z woli i dyspozycji Jaśnie Oświeconej Pani zalecam sławetnym cechmistrzom wszystkich cechów w Białymstoku będących, aby każdy w swoim cechu czy przez złożenie schadzki czy innym jakim jak najdostateczniejszym sposobem wszystkich majstrów i czeladź ich uwiadomił i każdego ostrzegł, iż dla powściągnienia od pijaństwa, z którego wszczynanie kłótni i inne nieprzystojności wynikają, zaszła prośba od komendy tutejszej i uczyniona jest dyspozycja, aby patrol wysłany w niedzielę i dni święte kogokolwiek czy z rzemieślników i innych obywatelów miasta, czy z ludzi dworskich zastanie po godzinie dziewiątej w wieczór w domach szynkowych, pijaństwem lub innym sposobem bawiących się trzeźwym do domów iść nakazał, a pijanych pod wartę zabierał, a to za pierwszym razem, za drugim zaś razem będąc już ostrzeżonym, aby szedł do domu choćby kto i trzeźwy w domie szynkownym bawił się, pod wartę zabrany będzie, a jako nieprzystojna jest rzecz mężczyznom pijaństwem i karczmą bawić się, tym bardziej niegodziwa i brzydka jest dla kobiet, przeto ostrzega się, iż która by z kobiet po tejże godzinie w domu szynkownym znajdowała się i przyzwoitą ich płci karę na siebie ściągnie. (...)"

Warto może dodać jeszcze, że tego typu zakazy pojawiały się w miastach polskich średnio raz do roku co najmniej od XIV wieku.

P.S. Niniejszy dokument pokazała mi koleżanka z pracy, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam i dziękuję :)

czwartek, 28 listopada 2013

Jak należy odpowiadać podwładnemu?

Jak napisał dobry car Piotr: "Podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego". Niestety, nie wszyscy stosują się do tej prostej zasady - drążą, czegoś chcą, zadają pytania. Jak już się taka sytuacja przydarzy, to trzeba takiemu mącicielowi coś odpowiedzieć, najlepiej krótko, stanowczo i odmownie. Tak jak w 1752 r. odpowiedział przełożony Jacentemu, opiekunowi zwierząt gospodarskich.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Radziwiłłów, bez sygnatury

"Punkta Jacentego, zwierzynnego żółkiewskiego

(...)


3tio

[Pytanie:] Ja to mówiłem, aby druga studnia była dla wygody zwierza i wystarczenia wody, gdyż jednej studnie niepodobna wystarczyć, a to by mogło być latem , kiedy rurnicy nie mają roboty żadnej zamkowej, bo tak bywało i przed tym, a teraz chcą, aby Pan Jegomość płacił swoim groszem.

ad 3tium

[Odpowiedź:] To są wymysły.

(...)

6to

[Pytanie:] Stróż jeden, z nim nie mogę wystarczyć, ale proszę o naznaczenie z którejś wsi drugiego stróża albo parobka do edukacji tego samego talentu co mam od Pana Boga, to jest od ogierów; chcę abym pokazał wszelkie moje medykamenta, które do czego należą.

ad 6tam

[Odpowiedź:] Dosyć jednego.

(...)

[Pytanie:] 9. I to donoszę, abym mógł mieć do reperacji zwierzyńca, parkanów i drzewa sadzenia, gdyż stare drzewo upada, pańszczyzny aby mi dodano co potrzeba, bo żadnej u pana administratora doprosić się nie mogę do reperacji zwierzyńca.

ad 9nus

[Odpowiedź:] Do dalszego czasu odkłada się, a tymczasem sam miej staranie."

środa, 27 listopada 2013

Jak winien wyglądać carski leśnik?

Bez wątpienia niezwykle interesujące są instrukcje wydane w 1838 roku w carskiej Rosji dla leśników. Bez wątpienia. Ale jednak nie będę ich przytaczał, za to zamieszczę znajdujące się w tychże instrukcjach obrazki ukazujące, jak leśnik wyglądać powinien. A wyglądać powinien szykownie i rumianie.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Anny Branickiej. Materiały Różnej Proweniencji, sygn. 787

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Anny Branickiej. Materiały Różnej Proweniencji, sygn. 787


Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Anny Branickiej. Materiały Różnej Proweniencji, sygn. 787

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Anny Branickiej, Materiały Różnej Proweniencji, sygn. 787





czwartek, 21 listopada 2013

O tyrańskiej buławie



Historia ta miała miejsce roku Pańskiego 1758 w powiecie wołkowyskim, w województwie nowogródzkim, czyli na obszarze współczesnej Białorusi, ale przecież bliżej stamtąd do Białegostoku, niż do Mińska. Stała się rzecz niesłychana, pan zabił pana. No dobra, żadna to sensacja, ani żadni panowie. Chłop, pracowity Mojsiej Radziwon ze wsi Ogrodniki, zatłukł w lesie innego chłopa, nie mniej pracowitego Diemiana Adamowicza. Napisałem pracowity, bo każdy chłop był „pracowity”, laboriosus, tak jak każdy mieszczanin był „uczciwy” – honestus, zaś szlachcic oczywiście „szlachetny”, nobilis. Wszystko to było nic innego, jak określenia przynależności stanowej, nie zaś cech osobistych, których równie dobrze mogło zbywać owym jegomościom, i zresztą często przecież faktycznie zbywało.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Roskie, sygn. 822

Otóż ów pracowity Mojsiej w pewnym lesie

„bez żadnej racji kijem, czyli buławą tyrańską, zbił ranę w głowę z lewej strony pod uchem, zaś z tejże lewej strony raz siny krwią zaciekły crudelissime pozadawał, od którego tyrańskiego zbicia i zranienia przyrzeczony Diemian Adamowicz graviter decumbendo brevi tempore idque [czyli po krótkiej chorobie] na dniu trzydziestym oktobra z tym się pożegnał światem.”


:(

czwartek, 14 listopada 2013

Moda, niesamowita rzecz

Kobieta z odwłokiem, czyli fashion victim z drugiej połowy XIX wieku. Prosto z Paryża!


Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór fotografii Oddziału III


poniedziałek, 11 listopada 2013

Zawdzięczając tej ziemi, na której sie urodziłem

Dzisiaj możemy cieszyć się z odzyskania przez Polskę niepodległości, na chwilę jednak chciałem wrócić do czasów, kiedy ją straciliśmy. Okoliczności utraty wolności były tragiczne i tym bardziej smutne, że zdążyliśmy się przed ostatnim rozbiorem ocknąć i przeprowadzić szereg działań, które Rzeczpospolitą mogły w nie tak długiej perspektywie postawić na nogi i zrobić z niej całkiem sprawne państwo. Niestety nasi sąsiedzi nam na to nie pozwolili, więc Polacy w 1794 roku podjęli zbrojny wysiłek, aby odwrócić los. Insurekcja jak wiemy ostatecznie się nie powiodła, ale była wyraźnym sygnałem, że Polakom na wolności zależy, i że zaborcom łatwo tu nie będzie. Jedną z najwybitniejszych postaci w roku 1794 był Jan Kiliński, postać której przedstawiać chyba nie trzeba, lecz dla przypomnienia najważniejszych faktów z jego życia prezentuję tu napisane przez niego własnoręcznie Curriculum Vitae (czyli po prostu nasze swojskiej "si wi"). Powstało w 1809 roku, w momencie ostatniego na długi czas przebłysku wolności, w Księstwie Warszawskim, czyli w czasach zawieruchy napoleońskiej, tchnie więc optymizmem i świetnie nadaje się do zaprezentowania w tym wyjątkowym dniu.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Branickich z Suchej, sygn. 82
Currykulum Vite

Jan Kiliński, radny miasta stołecznego Warszawy

Wyznaję to, iż jestem rodem z Wielgopolski, z województwa kujawskiego, z miasta Trzemeszna od Gniezna dwie mil leżącego. Ojcu mojemu było imię Augustyn, a Matce mojej imię Marcyianna Kilińska. Byli oboje w tymże mieście urodzeni i ze szlachty oboje pochodzili. Ojciec mój był archytetem mularskim, prawdziwy Polak. Ja także urodziłem się w tymże mieście i tam w szkołach akademii trzemeszyńskiej uczyłem się, a po wyjściu ze szkół udałem się do rzemiosła, którego gdym się wyuczył, zaraz udałem się tu, do Warszawy, i zostałem mieszczaninem od lat 28, i w cechu szewskim wypłaconym zostałem, tum się ożenił, i tu dzieci moje wychowałem, tu jestem obywatelem. Mam swój dom na ulicy Don [chodzi tu zdaje się o ulicę Szeroki Dunaj] i pod numero 145. Posiadałem urzędy takowe, najprzód za czasów Konstytucji Trzeciego Maja zostałem deputatem, tegoż Trzeciego Maja zostałem radnym miasta Warszawy. Drugi raz obranym byłem za czasu sejmu grodzskiego także radnym, trzeci raz byłem obrany konsulem Rady Narodowej, a to za czasów Rewolucji w tymże roku [chodzi tu o Insurekcję Kościuszkowską w 1794 r.]

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Branickich z Suchej, sygn. 82



zostałem pułkownikiem i szefem regimentu 20, którego sam ustytuowałem kosztem moim na obronę ojczyzny mojej, a to zawdzięczając tej ziemi, na której się urodziłem. Po skończonej Rewolucji byłem wzięty z Kościuszką do niewoli i tam siedziałem przez lat blisko 3, a gdym tu powrócił, to znów rząd pruski kazał mnie wywieźć na powrót i tam przez lat 8 w Moskwie tułać się musiałem, a gdy pokój pierwszy z królem pruskim stanął, więc znów pozyskałem względy powrotu mojego do Warszawy, i tu za odrodzeniem się Ojczyzny naszej Księstwa tego zostałem w majestacie policyi radnym, którym dotąd zostaję. Lat zaś mam 49.

Jan Kiliński


W Warszawie dnia 26 czerwca 1809

środa, 6 listopada 2013

Nic się nie zmienia, wszystko się zmienia

Niektóre rzeczy się nie zmieniają, choćby metody pracy fachowców od robót powszechnie uznanych za przestępcze. Dajmy na to, kradzież auta. Co zrobić z takim skradzionym autem, żeby móc je sprzedać i przy tym nie wpaść? Zmienić lakier, rzecz jasna!

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Roskie, sygn. 840

"Wie świadek, jako jegomość pan Wielowiejski tego roku w poście sprzedał troje koni, jednego białego, kusego, drugiego gniadego, trzecią klacz, która że miała strzałkę białą na łbie, kazał tę smołą zaczernić posyłając ją Cybule na sprzedaż do Bielska, aby jej nie poznano. Te zaś koni troje jako były kradzione przez Cyganów i do dóbr jegomości pana Wielowiejskiego sprowadzone."

Jest to jedno z licznych pytań zadanych świadkowi w czasie procesu wytoczonego przez Krystynę Sapieżynę  Michałowi Wielowieyskiemu, właścicielowi dóbr Sobotka w pow. brańskim, cześnikowi żytomierskiemu, o współdziałanie z Cyganami osiadłymi w jego dobrach i zwożącymi do nich przedmioty skradzione w okolicznych włościach, który miał miejsce w latach 1758-1760.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Obrazków nigdy dość!

Ostatni wpis był wyjątkowo obszerny, więc dla równowagi w przyrodzie ten będzie krótki ;) Oto inicjał "A" z tytułu "Acta d[ominorum] scabinorum civitatis Novae Warssovia Anno 1593", czyli księgi ławniczej Nowej Warszawy za rok 1593. W księdze tej zapisywano przebieg spraw sądowych prowadzonych przez "panów ławników" (dominorum scabinorum), zaś osobą która pochwaliła się jako twórca owego inicjału był Stanisław Serwacy Słupski, notarius, czyli pisarz miejski. Wymalował go,  jak i dokonał wszystkich wpisów zapewne, w roku 1601. Informację tę można zresztą wyczytać z samego skanu, gdyż Stanisław dorysował na inicjale tabliczkę, na której podał swoje imiona, nazwisko i datę wykonania.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Księgi miejskie Nowej Warszawy, sygn. 135

Zarówno inicjałowi jak i całej stronie można się przyjrzeć dokładniej zaglądając pod ten adres:

https://commons.wikimedia.org/wiki/File:AGAD_Pierwsza_strona_ksiegi_lawniczej_i_wojtowskiej_Nowej_Warszawy_z_lat_1593_-_1687.png

sobota, 2 listopada 2013

Biskup Kajetan, który nie przepadał za pudlami

W szkole usilnie próbowało i próbuje się udowodnić, że historia, szczególnie Polski, jest wyjątkowo nudna, nadęta i bezbarwna. A jednak gdy tylko odrobinę bardziej się ją zgłębi łatwo można natknąć się na całą masę wydarzeń i postaci zupełnie niezwykłych, niejednoznacznych i nietuzinkowych. Do nich należy bez wątpienia Kajetan Sołtyk, biskup krakowski w latach 1758 - 1788, z jednej strony gorący patriota porwany przez Rosjan i przez lata przebywający na zesłaniu w Kałudze, z drugiej furiat skłócony pod koniec życia chyba ze wszystkimi żyjącymi ludźmi i ostatecznie uznany za człowieka chorego psychicznie. Zachęcam do przeczytania krótkiej noty biograficznej o nim na wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kajetan_So%C5%82tyk

O tym jaki był ten człowiek mówi trochę list wydrukowany i puszczony do obiegu, w którym wyjaśnia powód, dla którego postanowił zdjąć z urzędu kanclerza księstwa siewierskiego (każdy kolejny biskup krakowski stawał się automatycznie księciem tego malutkiego, zależnego państewka) księdza Gorzeńskiego.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Radziwiłłów dz. II, bez sygnatury

"Kajetan Ignacy Sołtyk, z Bożej i Stolicy Apostolskiej łaski, biskup krakowski, książę siewierski

Wszem i wobec i każdemu z osobna, mianowicie urodzonym urzędnikom ziemskim, grodzkim i całemu rycerstwu, tudzież szlachetnym magistratom miast i wszystkim innym obywatelom, poddanym księstwa naszego siewierskiego i baronatu koziegłowskiego, uprzejmi nam miłym i wiernym łaską naszą książęcą. Przy objęciu rządów biskupstwa krakowskiego i wjeździe do księstwa naszego siewierskiego, postanowiliśmy byli kanclerzem tegoż księstwa Jegomości księdza Józefa Gorzeńskiego, kanclerza także naszego katedralnego krakowskiego, jako męża cnót i przymiotów, pobożności i nauki pełnego. Gdy zaś teraz, z dopuszczenia boskiego, czyli to za grzechy jego, czyli na poprawę jego, Wszechmocność Boska odmieniła go z dobrego na złego człowieka i rozum mu zupełnie odjęła, kiedy zgorszeniem naszym 10ma currentis [10go bieżącego miesiąca] poszliśmy in assistentia Nobis debita, ad visitationem Serenisismi in Cathedrali i tam postrzegliśmy jego psa, pudelka, jego faworyta i asystenta onemuż do Mszy Św., bo tenże Jegomość ksiądz Gorzeński, z zgorszeniem publicznym nie raz celebrował, a pies mu asystował na gradusach leżący. Tak gdy sprawiedliwie nas to uraziło, kazaliśmy zawołać księdza podkustoszego i surowo sub paena carceris przykazaliśmy, ażeby lepszy porządek utrzymywał w kościele, w którym jako Świątnicy Pańskiej ludzie powinni zgromadzać się na wielbienie, czczenie i adorowanie Boga w Przenajświętszym Sakramencie utajonego, a nie bestie psy do smrodzenia i paskudzenia tejże Świątnicy Pańskiej. Żeby odtąd kazał świątnikom wypędzać tę bestię, i rozumieliśmy, że się zaraz woli naszej zadość stało. Lecz gdy nas totus clerus cumcapitulo odprowadzali do grobu św. Stanisława, gdzie Mszą Św. mieliśmy, proh dolor! znowu tę bestią widizeliśmy, która gdy nas do sprawiedliwej cholery przyprowadziła i dystrakcją nam do Mszy Św. uczyniła, cum indignatione rzekliśmy: "Co ta bestia tu robi? Czyli nam będzie asystowała do Mszy, jak Jegomości księdzu Gorzeńskiemu? Chyba, że ma więcej rozumu od kanoników, a jeżeli nie, to ją wziąć, kamień u szyi uwiązać i topić, żeby nam tu więcej nie postała w Świątnicy Pańskiej." Tak zaraz skoczyi i Jegomość ksiądz, kanonik Wojczyński złapał, i zaraz ją wyrzucili. Insuper tenże ksiądz Gorzeński, kanclerz, cum summa amortudine cordis nostris pastoralis uznajemy, że oszalał, kiedy błazeński ten list do nas pisany, w którym nas szalonemi czyni, śmiał zuchwale i głupio, zapamiętale podpisać (...)."

czwartek, 24 października 2013

Zanim syrence wyrósł rybi ogon

Z warszawską syrenką zawsze były problem, bo jak to mówią, ani tego zeżreć, ani... To samo można było powiedzieć i w przeszłości, choć rybiego ogona syrenka dostała na dobre dopiero w XVIII w. Wcześniej, od pierwszego znanego wizerunku z końca XIV wieku, miała za to smoczy ogon i łapy, więc tak czy owak wiele z niej pożytku nie było, no ale obrazki ładne i kolorowe, to wklejam ;)

Archiwum Główne Akt Dawnych, Księgi miejskie Warszawa - Ekonomiczne, sygn. 230 (ze strony tytułowej księgi rachunkowej z 1599 r.)
Archiwum Główne Akt Dawnych, Księgi miejskie Warszawa - Ekonomiczne, sygn. 231 (ze strony tytułowej innej księgi rachunkowej, z 1602 r.)


Archiwum Główne Akt Dawnych, Księgi miejskie Warszawa - Ekonomiczne, sygn. 232 (ze strony tytułowej księgi "Wydatki z prowentów miejskich z których się panom ławnikom i człowiekowi pospolitemu liczba uczyniła", 1610 r.).

Archiwum Główne Akt Dawnych, Księgi miejskie Warszawa - Ekonomiczne, sygn. 253 (tym razem z okładki księgi rachunkowej, 1652 r.)
Na końcu umieściłem najbardziej udane przedstawienie warszawskiej syrenki, znane zresztą z  licznych reprodukcji i co drugiej książki o tematyce varsavianistycznej. Ale musiała tu się znaleźć, bo to ładne jest :)

niedziela, 20 października 2013

Czy należy strzelać do trębacza?

Chętnie wracam do listów pisanych Franciszka Ksawerego Branickiego, postaci negatywnej, co barwnej. Czego by o nim nie sądzić, to mało kto może się pochwalić pojedynkowaniem się ze słynnym Casanovą, czy faktem że doprowadziło się do upadku swoją ojczyznę. Ale pomijając to wszystko, Branicki po prostu ładnie pisał.

Oto kolejny epizod z czasów konfederacji barskiej, z tego samego roku, co poprzednio przeze mnie prezentowany, czyli 1768 (post tutaj: http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/09/staropolskie-kryminay-czyli-o-czym.html). Branicki w czasie tej wojny domowej pozostał wierny Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i walczył z konfederatami. 

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Anny Branickiej - Materiały Różnej Proweniencji, sygn. 169, s. 32

"Część z tej partii konfederackiej w lasy uciekła, część w zamku Zynkowskim, któren jest fortyfikowany i ze zwodami i z rogatkami, zamknęła się. Jakem się dowiedział od aresztantów, że tym podjazdem komenderuje Pan Słabuszewski towarzysz pancerny starosty śniatyńskiego i podjazd był złożony z wykomenderowanych pocztów i towarzystwa z każdej chorągwi partii ukraińskiej, posłałem do nich oficera z trębaczem. Jak prędko trębacz się otrąbił, tak zaraz ze wszystkich okien strzelano do niego. Wysłałem chłopa, któren dopiero ich oświecił, że do trębacza strzelać nie trzeba."

I wszystko jasne ;)

środa, 16 października 2013

Uczynek naturalny czyli o nietypowej miłości do zwierząt

Dziś będzie dosyć ciężko, Czytelników o słabych nerwach z góry o tym ostrzegam! Ci jednak, których ciekawość jest silniejsza niż obrzydzenie do mocno niestandardowych zachowań seksualnych zapraszam do lektury.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Varia archiwalne z biblioteki Baworowskich, sygn. 252, s. 86

„… 1. Interrogatus: o co w więzieniu zostajesz? R: Że mnie o to wsadzono, żem się z suką czwarzył w polu, której palce wtykałem pod ogon w miejsce niepolityczne, jak mnie widzieli świadkowie, którzy wozili gnój, którego wtykania palcy było trzy razy.
2. Tej suce ogon podnosiłem i do siebie przytulałem okrywając ją kożuchem.
3. Robiłem to wtykanie w tę sukę raz na łąkach przy grabieniu siana w jesieni. Drugi raz po Wielkiej Nocy tego roku na kamieniu. Trzeci raz przed Bożym Ciałem przed Wrotami.
4. Jak odrzuciłem tę sukę od siebie, zaraz lizała sobie pod ogonem, a ja palce suknią otarł.
5. Miałem taką intencyją i myśl i upodobanie, jakbym z nią obcował.
6. Robiąc rzemiesło krawieckie w Poznaniu czeladnikiem będąc, powadziwszy się z Introligatorem przy kartach o pieniądze dałem mu talerzem za ucho tak, żem go zabił.
7. Tę sukę nawet za cycki łapałem.
Tenże Andrzej Snopski, że się do naturalnego uczynku żadnym sposobem przyznać dobrowolnie nie chciał, tedy sąd niniejszy odsyła go na torturowe inkwizycje [przesłuchanie na torturach]…”

Dokument pochodzi ze znanej nam już sądowej "czarnej księgi" grodziskiej zawierającej sprawy kryminalne (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/07/o-ciezkim-zyciu-starych-czarownic.html). Rozprawa opisana powyżej odbyła się w Kotowie w 1733 r. Po torturach Andrzej Snopski przyznał się do zarzucanych mu czynów. Spalono go na stosie wraz z ową suką.

niedziela, 29 września 2013

"Sekret politycznej męczarni"

Wracamy do rękopiśmiennej książeczki księcia Hieronima Radziwiłła zawierającej przeróżne przepisy o charakterze medycznym, alchemicznym i magicznym (więcej o tym zbiorku tutaj: http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/06/pies-by-pretko-do-ciebie-przysta.html). Tym razem proponuję zapoznać się z magicznym zabiegiem, który pozwoli nam dopiec (dosłownie!) osobie, której nie lubimy. Niestety, wiążę się to z koniecznością wykonania pewnej nieprzyjemnej czynności, utrudnionej na dodatek w dzisiejszych czasach wynalazkiem kanalizacji, muszli klozetowej i spłuczki.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Radziwiłłów - Rękopis biblioteczne, bez sygnatury

"Sekret politycznej męczarni przez sympatią

Wziąć ludzki pomiot tego, któremu się to chce wyrządzić, i w ogień on wrzucić. Srogą męczarnię w żywocie cierpieć będzie, nim się w wilgoć w onym [pomiocie] wypali."


Żeby nie było wątpliwości "polityczna męczarnia" to nie relacja na żywo z obrad sejmu, lecz ból tam, gdzie słońce rzadko zagląda, zaś "sympatia" nie ma tu nic wspólnego z portalem randkowym, tylko ze swoim pierwowzorem językowym, sympatheia, czyli "wspólne odczuwanie", z czego różni mądrzy ludzie ukuli termin "magia sympatyczna". I ten czar jest świetnym przykładem, na czym ona polega.

wtorek, 24 września 2013

Staropolskie kryminały, czyli o czym czytał do poduszki król Staś

O różnych mordobiciach i poważniejszych sprawach karnych zachowało się stosunkowo dużo relacji, a ponieważ są one często bardzo malowniczo opisane, więc z chęcią je tutaj przedstawiam. W tym przypadku ciekawe może być dodatkowo jeszcze to, że sprawa pobicia "towarzysza Kotuńskiego" (i co z niej wynikło) została opisana w liście Franciszka Ksawerego Branickiego, znanego targowiczanina, zdrajcy i kanalii, do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ale list jest z 1768 r. (pisany w Samborze, dziś na Ukrainie), więc jeszcze nawet sprzed pierwszego rozbioru, nikt nie spodziewał się wtedy jakie losy czekają już całkiem niedługo Rzeczpospolitą.
Branicki, pełniący wówczas funkcje generalskie, w swoim liście donosi o wielu ważnych sprawach wojskowych, ale między innymi pisze też o pewnym zajściu, które uznał za konieczne szczegółowo opisać.

Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór Anny Branickiej - Materiały różnej proweniencji, sygn. 169.

"Historia z panem Dwernickim jest inaksza, jak ją donieśli w Warszawie. Treść onej jest takowa: Towarzysz Kotuński jechał do pułku z furażem na podwodzie przez wieś pana Dwernickiego. Węgrzynek wyszedł, Towarzysz go pytał: "Jak się ten szlachcic zowie?" Chłopiec mu odpowiedział: "Mój pan nie prosty szlachcic, ale Pan". Towarzysz odpowiedział: "Jechał cię kot i z panem!" Węgrzynek opowiedział to jegomości panu Dwernickiemu, a pan Dwernicki wysłał swoich ludzi, którzy raptowo tego Towarzysza wzięli i zaprowadzili do dwora. Tenże jegomość pan Dwernicki bez żadnego pytania najpierwszy dał w pysk Towarzyszowi, i kazał go wszystkim bić, tak iż był zbity. Monstrum z niego zrobili."


"Ten Towarzysz ledwo co zaszedł do pułku, jak o tym opowiedział pułkownikowi, tak jegomość pan Choiecki posłał Babasza, porucznika, Koryckiego, chorążego i dwóch Towarzystwa, ażeby się spytali jegomości pana Dwernickiego, co za przyczyna była zbicia tego Towarzysza. Babasz jak prędko wszedł do pokoju jegomości pana Dwernickiego, po uczynionym komplemencie pytał go się o przyczynę zbicia pomienionego Towarzysza, a jegomość pan Dwernicki odpowiedział: "Zaraz waszmości pan będziesz miał odpowiedź", natychmiast skoczył do drugiego pokoju, człeku kazał z fuzji strzelić, a sam z pistoletu wystrzelił do niego. Z pistoletu chybił, ale z fuzji człowiek glutami nabitej strzelił mu w twarz, kilka glutów aż się w karku oparło, i jedno mu oko wystrzelili. Ci, co byli przy nim z mieczami uciekli i dali znać pułkownikowi. Pułkownik we dwanaście koni wpadł do dworu, pana Dwernickiego nie znalazł. Ludzie, którzy tam byli zaczęli do niego strzelać, on wpadł do dworu, onych attakował i połapawszy onych kijami ich kazał obić, lecz żadnego nie zabito, ani postrzelono."

Ostatecznie zaaresztowano tylko pisarczyka (czyli sekretarza), podwładnego pana Dwernickiego, który miał być w razie rozprawy świadkiem. Jak się sprawa potoczyła raczej się nigdy nie dowiemy, bo w kolejnych listach już Branicki do niej nie wraca. W każdym razie jak widać w Rzeczpospolitej działo się sporo i biedny król Staś musiał pewnie codziennie tego typu skargi czytać albo wysłuchiwać.

czwartek, 19 września 2013

Królewskie żarcie

Spożywanie posiłków i napojów to przyjemny temat, więc będę do niego wracał często. Tym razem mam zresztą niezły pretekst, oto rozmowa (http://wiadomosci.onet.pl/prasa/krol-od-kuchni/76zck) z Jarosławem Dumanowskim, historykiem specjalizującym się w... jedzeniu. A konkretnie w kuchni staropolskiej. Bardzo zachęcam do lektury, bo profesor zna się na rzeczy, a i interesująco opowiadać też umie. Ale to nie wszystko. W wywiadzie prof. Dumanowski mówi dużo o zwyczajach żywieniowych Jana III Sobieskiego, które można współcześnie badać między innymi dzięki dokumentom z AGAD. Bardzo interesującym źródłem jest księga sporządzona w kuchni królewskiej, zarejestrowane są w niej dzień po dniu potrawy, które lądowały na stole Jana III oraz jego synów. Jest 19 września, sprawdźmy więc, co tego dnia jadł w 1695 roku król!

Archiwum Główne Akt Dawnych, Nabytki niedokumentowe oddziału I, sygn. 172, s. 92
"Die 19 7bris [septembris], poniedziałek w Wilanowie

Stół króla jegomości
mięsa                    5
cielę                      7
baran                    5
ozór wędzony        1
flaki                      1
schab i głowa        2
gęsi                      2
kaczki                   1
dróbka                  1
kur                       3
kurcząt                 2
prosię                   1
kapłon kar[mny]    1
gołębi                   1
ozór świeży           1
jarząbków para      1
cietrzew                1
N                          36

do jarzyny mięso
na smak i na rumianą
tłustość i mleczka
cynadra

Stół królewiczów ichmościów
mięsa                       3
cielęcia                    3
barana                     2
schab                       1
gęś                          1
kura                         1
kurcząt                     4
kaczki                       1
cynadry                     1
gołębi                        1
jarząbki                     1
cietrzew                    1
N                              20

na smak i na rumianą
tłustość i mleczka"

Na koniec zdradzę, że wraz z jeszcze jednym kolegą oraz z prof. Dumanowskim postanowiliśmy wydać całą tę księgę, więc jeszcze w tym roku powinna ukazać się drukiem. Będzie można do woli śledzić kulinarne zachcianki Jegomości Pana Króla.

czwartek, 5 września 2013

Warszawskie Słoiki

Ach ta Warszawa! Każdy chciałby tu mieszkać, więcej predyspozycji, wszystkiego! Albo i nie, ale tak czy owak chętni do mieszkania tutaj się znajdują, i co istotne - zawsze znajdowali. Oto dwa XVIII wieczne pergaminy poświadczające ten fakt. Pierwszy dokument (z 1767 roku) to nadanie pewnemu kupcowi z Lionu, Klaudiuszowi Antoniemu Sain, obywatelstwa warszawskiego. Musiał od tej pory płacić podatki w stolicy Polski, szkoda że nie miał szansy doczekać się karty warszawiaka :(  Drugi pergamin (1779 r.) jest poświadczeniem nazwiska i herbu angielskiego kupca mieszkającego w Warszawie, Piotra Fergusona Teppera. Ten dokument jest o tyle ciekawy, że napisany w ludzkim, powszechnie zrozumiałym języku angielskim :)


Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór dokumentów pergaminowych, sygn. 3312
Archiwum Główne Akt Dawnych, Zbiór dokumentów pergaminowych, sygn. 3323
 
Wychodzi na to, że przyjeżdżać tu zawsze chcieli niemal wszyscy, oprócz Rynkowskiego. Mała strata, krótki żal.

P. S. Obydwa dokumenty można obejrzeć w dużo większej rozdzielczości pod tymi linkami:

https://commons.wikimedia.org/wiki/File:AGAD_Klaudiusz_Antoni_Sain_z_Lionu_przyjmuje_prawo_miejskie_Starej_Warszawy.jpg

oraz

https://commons.wikimedia.org/wiki/File:AGAD_Dokument_potwierdzajacy,_ze_Piotr_Ferguson,_kupiec_z_Warszawy,_ma_prawo_zwac_sie_Ferguson_Tepper_i_korzystac_z_herbu.png

wtorek, 3 września 2013

Jak przysięgać, żeby przekonać?

Do rąk wpadł mi ostatnio niewielkich rozmiarów tomik z napisanym tytułem "Formy i aryngi aktów wedle dawnego prawa polskiego", który jest o tyle mylący, że znajdujące się w nim gotowe formularze na różne okazje odnoszą się raczej do prawa Wielkiego Księstwa Litewskiego - Statutu Litewskiego. Pożyteczna ta dla ówczesnych książeczka była po prostu ściągawką podającą gotowe wzorce, gdy należało dokonać jakiegoś aktu prawnego. Jedna z tych formułek jest przysięgą, jaką powinni składać Żydzi,  w sytuacji, gdy ktoś niesłusznie oskarżył ich o kradzież. Moim zdaniem bardzo przekonująca :)

Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Roskie, sygn. 110



"Rotta żydowska

My, N., przysięgamy Panu Bogu żywemu abrahamowemu izaakowemu i jakubowemu, który stworzył niebo, ziemię i wszystkie żywioły na tym świecie zioła i każdą rzecz na niebie, na ziemi, na powietrzu, na morzu i nasz żydowski zakon ustawił, iż my będąc obwinieni od jegomości pana N. o złodziejstwo i kradzież, jako nie braliśmy, a jeśli ktoś z nas brał i zapierał, bodaj by się nas Bóg zaparł w dzień straszny Sądu swego, niechaj bym się obrócił w solny słup jako Lotowa żona, niech ode mnie odpadnie wszystek dobytek mój, handle, towary, zyski i pożytki moje, niechaj wniwecz się obróci, niechaj ogniem i dymem pójdą, niechaj w popiół zniszczeją, jeżeli niesprawiedliwie przysięgam, i jeżelim niesprawiedliwy w tej przysiędze mojej, aby mnie Pan Bóg zabił, który Sodomę i Gomorę piekielnym ogniem spalił, i aby mnie Pan Bóg wyniszczył z potomstwem moim i na to przysięgam Bogu żywemu, jakom [tu powinno się wstawić imię składającego przysięgę], niechaj Pan Bóg ten mnie zatraci, który Mojżeszowi zakon dał i palcami własnemi na tablicach kamiennych zapisał, tedy jeślibym niesprawiedliwie przysięgał, to niechaj na mnie ten Bóg Stworzyciel wszech rzeczy dopuści plagi wszelkie, chorobami ciężkimi, utrapieniem i ubóstwem, i ciężką nędzą moją żonę, dzieci, potomstwo, wnuki, prawnuki i wszystkich krewnych moich w rodzaju żydowskim do czwartego pokolenia niech karze, niech żywo zgubi i wniwecz obróci, który faraona w Czerwonym Morzu starł i Żydów do ziemi obfitującej mlekiem i miodem przywiodł, jeśli tę przysięgę moją niesprawiedliwie wykonywam, aby mię Pan Bóg stłumił, aby mnie Bóg żywą karał ziemią, jako Datona i Abirona, niech mnie Pan Bóg żywo karze, jako lud wszystek izraelski, na ostatek ażeby Pan Bóg żywy do piekła z ciałem i duszą posłał na wieczne potępienie, jeśli niesprawiedliwie przysięgam."