środa, 28 maja 2014

Ku wielkiemu podziwieniu gości

Widziałem już setki staropolskich przepisów kucharskich i wiele z nich robi dosyć mocne wrażenie, ale jakoś idzie znieść te koncepty. Tort z cielęciny? Na luzie. Bobrowe ogony? Spoko. Kapłon całkiem we flasze? Brzmi nieźle. Naprawdę myślałem, że już nic nie jest w stanie zrobić na mnie wrażenia. Do momentu, kiedy poznałem ten przepis z dzieła pod nieco mylącym tytułem "Wiadomość ciekawa, czyli skutek zbórz, jarzyn y ziół ku zdrowiu ludzkiemu wielu służąca przedrukowana" z 1779 roku.

http://polona.pl/item/7852990/106/

W konkurencji idzie chyba tylko z przepisem na "kapłona octem nalanego żywcem" z klasycznego dzieła "Compendium ferculorum" Czernieckiego.

http://polona.pl/item/3490233/47/

"Weźmij kapłona żywego, nalej mu lejkiem w gardło octu winnego, a zawiąż i zawieś przez godzin pięć. Oskub pięknie, ochędoż, upiecz zwyczajnie albo nagotuj, jako chcesz".

Trzeba jednak spojrzeć na to i z innej strony: tamte kapłonki nie były przynajmniej całe życie trzymane w klatkach niewiele większych od nich samych, jak dzisiejsze kury. Kiedy przyjdzie nam do głowy pomyśleć, że nasi przodkowie byli niebywale okrutni, a my jesteśmy tacy spoko, to przypomnijmy sobie o smutnej prawdzie: to współczesny człowiek stworzył makabrę chowu przemysłowego.



niedziela, 25 maja 2014

Problemy pierwszego świata. W XIX wieku.

Kiedyś robiono to znacznie częściej, obecnie mało kiedy się zdarza, w każdym razie w klasycznej, analogowej formie, mianowicie: nie pisuje się już listów. Jeśli już, to czasem napiszemy maila, w tradycyjnej skrzynce prędzej znajdziemy jednak rachunek za prąd, niż wieści od przyjaciół. No ale w XIX wieku było inaczej, jeśli czegoś nie załatwiło się w cztery oczy, to trzeba było skrobać. A to nie taka prosta sprawa, żeby dobrać odpowiednie słowa zarówno do konkretnej kwestii, jak i powagi adresata. Stąd też Józef Chociszewski, skądinąd zasłużona postać, gdyż niestrudzony działacz społeczny na rzecz polskiego ludu, redaktor i pisarz, postanowił wydać podręczną pomoc dla osób zmuszonych do napisania listu, a niespecjalnie sobie z tym radzących. Jego "Listownik : książka podręczna zawierająca naukę pisania listów i wzory najużywańszych listów, zachodzących w życiu" wydany w 1876 roku był bez wątpienia ostatnią deską ratunku dla niejednego nieszczęśnika zmuszonego wyłożyć na piśmie swoją sprawę.

Jakie to były te "najużwańsze" zagadnienia? W "Listowniku" znaleźć możemy gotowce listów w sprawach takich jak: powinszowanie imienin księdzu proboszczowi, upomnienie do opieszałej dłużniczki (w kilku wersjach, a każda kolejna w coraz ostrzejszym tonie), czy też "list, w którym przyjaciel przyjacielowi usprawiedliwia, dlaczego z nim się nie pożegnał wyjeżdżając". A także kawalera do panny z przeprosinami:

http://polona.pl/item/781282/44/


czwartek, 22 maja 2014

Ostatni z rodu i czarownice

W 1667 roku rozpoczęła się wielka podróż edukacyjna księcia Aleksandra Ostrogskiego - Zasławskiego. Młodzieniec ów, ostatni przedstawiciel dwóch potężnych rodów Rzeczpospolitej, miał wówczas około 17 lat i wzorem wielu innych polskich młodych arystokratów udał się w podróż po Europie, w czasie której miał zdobywać wiedzę o świecie i ludziach, nabierać ogłady i uczyć się. W przeciwieństwie do Mikołaja "Sierotki" Radziwiłła nie przywiózł z tego wojażu choroby francuskiej, jednak na wiele to się nie zdało: zmarł bezdzietnie w wieku 32 lat. A mógł być przecież nawet królem Polski! Jego kandydatura była brana pod uwagę po abdykacji Jana Kazimierza Wazy, książę Ostrogski miał wówczas ledwie 19 lat.

Andrzej Stech Portret Aleksandra Zasławskiego-Ostrogskiego (1670 r.)

Diariusz podróży z Gdańska do Paryża spisywany był nie przez księcia osobiście, lecz przez jego opiekuna, Kazimierza Wojsznarowicza. Był to ksiądz i człowiek wykształcony (skończył filozofię na Akademii Wileńskiej). Autor dosyć lakonicznie zapisuje, gdzie podróżnicy się zatrzymywali, co widzieli, ile mil ujechali. Niewątpliwie miał on duszę turysty, niemal każdy widziany przez niego po drodze kościół był "piękny" a zamek "potężny", jako duchowny katolicki z uwagą odnotowywał też jakiego wyznania byli mieszkańcy danej miejscowości. Ogólnie cała podróż mijała dosyć spokojnie i bez większych emocji, nie licząc jednak... Koszalina i okolic.

http://polona.pl/item/7984974/12/

"Przez miasteczko Czanow do Kieslina przez las pod miastem, w którym srogie rozboje bywały, naliczyliśmy zabitych 47. Co miasto to moc czarownic, których wszędy palą, a znaki tego - pale - stoją w kilkunastu. Na górze jednej był kościół, z którego mieszczanin kieslinski wziął jeden kamień, tedy mu pokoju nie dało w domu, aż znowu musiał odwieźć". 


Czanów to Sianów, Kieslin to Koszalin, zaś notatka pochodzi z 5 kwietnia 1667 roku.

niedziela, 11 maja 2014

Chłopiec bez nazwiska

"Kurjer Warszawski" z 26 stycznia 1915 roku.

http://polona.pl/item/6817603/0/

Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia o co tu chodzi. Ale wyobrażam sobie jak ciężko jest żyć bez nazwiska.

czwartek, 8 maja 2014

Zapomnij o apapie


Uwielbiam te dawne poradniki, cudowne maści, leczące wódki, uzdrawiające zabiegi. Po prostu uwielbiam :) Tym razem rękopis datowany na sam początek XIX wieku, pod wymownym tytułem: "Ksiąszka zawieraiąca zbior rozmaitych sposobow leczenia pospolitych ludzi tak z doświadczeń iako i starodawnych przepisow tudzież rozmaite domowe sekreta wodek robienia, serow i innych rzeczy i plastrow użytecznych".

http://polona.pl/item/7914574/5/

"Na ból głowy ustawiczny. Sowi albo wroni mózg warzony jeść, bywa skutecznem lekarstwem".

 Ciekawe, co na to Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.