poniedziałek, 30 czerwca 2014

Meme Generator (XVI Saeculum)

Komentarz wyraża także rozczarowanie stanem pogody.

Na podstawie: http://polona.pl/item/5006928/225/




sobota, 28 czerwca 2014

Z tymi reklamami to zawsze były problemy


http://polona.pl/item/16029318/1/
Wydawać by się mogło, że wszędobylskie banery, szyldy, tablice i inne reklamowe śmieci to problem naszych czasów, tymczasem w dzienniku "Dobry Wieczór" z 1932 czytamy...

piątek, 27 czerwca 2014

Na zapasowem kole samochodu harcowała wstawiona piękność

http://polona.pl/item/15164537/4/
Harcowanie ponad miarę na ulicy Mazowieckiej ma długą tradycję. Tutaj przykład z 1931 roku.

czwartek, 26 czerwca 2014

Lunatica, morderczyni dzieciątek

Dzieło "Lekarstwa domowe dla poratowania zdrowia ludzkiego w chorobach y nagłych przypadkach z nowego zielnika zebrane y dla mnieyszego kosztu ludzkiego nowo wydano" z 1687 roku przestrzega przed pewnym pasożytem, glistą lunatica.

http://polona.pl/item/1451399/19/

"Na glisty, które lunatica zowią. Glisty miesięczne - nota.

Miesięczne glisty wzięły od Miesiąca imię, abowiem z Miesiącem rosną, po tym ich ubywa. Nie wielu te glisty są znajome, bo bywają te w jelitach zawarte, ale się zalegają między wnątrzem. Te chociaż ich ubywa z Miesiącem, przecie nie zniszczeją do końca, ale się na ostatek tak rozciągają, że od żołądka, gdzie się zalęgają, zasięgają aż do serca dziecinnego, a gdy już serca dociągnie, tedy się to pospolicie niewiniątkom dziatkom staje: leży rozciągnione za martwe, piany z ust tocząc, a drży jakoby się miotać chciało. Rozumieją matki i ludzie, aby to była niemoc świętego Walentego, za czym siła dzieci morzy."

Miesiąc czyli księżyc, a luna po łacinie (stąd lunatica). Choroba świętego Walentego to rzecz jasna epilepsja. 

Scary shit.

sobota, 21 czerwca 2014

Meandry myśli dawnych marketingowców oraz o ogrodach koncetracyjnych

http://polona.pl/item/480394/127/

Mężczyzna z podłym wyrazem twarzy goni kobietę w stroju plażowym trzymając w rękach jakieś bliżej nieokreślone urządzenie (w zamyśle artysty prawdopodobnie aparat fotograficzny). Jest to oczywiście ilustracja do reklamy sklepu z zabawkami. No bo czego innego?

Ceny istotnie nizkie choć za to stałe!

Interesujące jest tu też, że sklep oferuje "zajęcie freblowskie", czyli zabawki w jakiś sposób realizujące ideę niemieckiego pedagoga Friedricha Fröbla (1782 - 1852). Temu panu zawdzięczamy pomysł, aby małe dzieci gromadzić w jednym miejscu i mieć je przynajmniej na jakiś czas z głowy. Ośrodek taki nazwał "kindergarten", czyli ogród dziecięcy. Nazwa stąd, że małe dzieci miały się w nim rozwijać niczym rośliny pielęgnowane przez troskliwego ogrodnika. Pomagały im w tym zabawki - kula, walec a na koniec sześcian, przyznawane na różnych etapach rozwoju.
Poszczególne pomysły Fröbla nie przetrwały co prawda próby czasu, natomiast sama idea ogrodu koncentracyjnego dla najmłodszych jak najbardziej. I choć w Polsce nazywa się je przedszkolami, to w języku niemieckim (a nawet angielskim) do tej pory noszą nazwę wymyśloną przez zasłużonego dla wszystkich rodziców świata pedagoga.

wtorek, 17 czerwca 2014

Jak skutecznie szczuć?

Każdy twórca reklamy wie, że aby sprzedać jakiś produkt należy uderzać w najniższe ludzkie instynkty. Na rynku jest wojna, przetrwać mogą tylko najlepsi i najbardziej zdecydowani, nie ma miejsca na sentymenty, dlatego też trzeba stosować bez litości i opamiętania każdą dostępną broń o dużej sile rażenia. Nie od dzisiaj wiadomo, że nic tak nie działa na podświadomość i zmysły jak golizna, stąd wypróbowana metoda marketingowa zwana w tajnej mowie arcymagów sprzedaży "szczuciem cycem". Działa zawsze, działa skutecznie, pasuje do każdego produktu i usługi, choćby to była ubojnia drobiu. Podobne efekty można osiągnąć w sposób jeszcze bardziej perfidny i bezwzględny. Nawet przecież z zasady pozbawieni sumienia marketingowcy z pewną obawą sięgają po tą broń masowego rażenia, po narzędzie nazywane przez nich "szczuciem kotem"...

http://polona.pl/item/489256/153/

Twój kot stosowałby krochmal pszenny! W 1912 roku.



poniedziałek, 16 czerwca 2014

Fructus Luxuria

Przed kartą tytułową pewnego niemieckojęzycznego poradnika kucharskiego i gospodarskiego z 1716 roku znajduje się strona z szeregiem umoralniających rycin powiązanych mniej lub bardziej luźno z tematem tej obszernej księgi. Mi najbardziej przypadła do gusta ta opatrzona podpisem "fructus luxuria", co może nieprzesadnie bardzo ściśle przetłumaczyłbym jako "owoc przesytu". Czyli  ilustrująca stare porzekadło "co za dużo, to niezdrowo". Albo "porzygać się z przeżarcia". 

http://polona.pl/item/5310451/4/

P.S. Ostatnio w internetach jest dużo o niejakiej Luxurii Astaroth, która zdobyła znaczącą popularność dzięki ukazaniu swego nielichego biustu w teledysku do piosenki o słowiańskich dziewojach. Ta notka nie ma z nią oczywiście żadnego związku. Albo prawie żadnego.



środa, 11 czerwca 2014

O piłce, rzecz jasna

Kiedyś piłka była fajniejsza! Mniej kasy, mniej profesjonalizmu, często mniej umiejętności, a emocje przecież takie same. Albo i większe. W takim razie po co nam te wszystkie obrzydliwości, jakie wiążą się ze współczesnym zawodowym sportem? Jest jak jest, FIFA czy UEFA oraz całe tabuny innych ludzi muszą z czegoś żyć, więc już nigdy nie wrócimy do tych dawnych czasów, kiedy sport był bardziej przyjemnością, niż biznesem. Za to możemy powspominać.

Nie będę z profesorką miną opisywał historii futbolu w Polsce, było to zresztą robione już wielokrotnie przez lepszych znawców tematu. Chcę po prostu pokazać kilka ciekawych plakatów i dać do nich kilka słów komentarza. Choć tak naprawdę najwięcej powiedzą same za siebie. To kawał historii nie tylko sportu w naszym kraju, ale też... po prostu historii.

http://polona.pl/item/2912875/0/
http://pl.wikipedia.org/wiki/Korona_Warszawa#mediaviewer/Plik:Korona_Warszawa.jpg

To chyba najstarszy afisz piłkarski, jaki można znaleźć na polonie. I tak się składa, że zaprasza na mecz najstarszego piłkarskiego klubu stolicy, nieistniejącej już Korony Warszawa. Założona w 1909 roku! Mecz odbył się w parku Sobieskiego, czyli na Agrykoli. I odbył się na pewno, bo przecież nie straszna była pogoda, piłkarze mieli grać w każdych warunkach. W 1922 roku, czyli niedługo po tym meczu, Korona przestała istnieć, gdyż została włączona do Legii. Potem reaktywowała się jeszcze na kilka lat, by ostatecznie przepaść na zawsze w 1928 roku. Nie mniej palmy pierwszeństwa w Warszawie nikt im już nie odbierze. Na zdjęciu team Korony Warszawa w 1919 roku. Co za kapitalna stylówa!

http://polona.pl/item/4902008/0/
http://polona.pl/item/3217211/0/

Bardzo interesującym aspektem przedwojennego polskiego futbolu jest istnienie całego mnóstwa klubów żydowskich. Najczęściej nazywały się Makkabi albo Hapoel, i miało to spore znaczenie, gdyż z tymi pierwszymi sympatyzowali syjoniści, zaś z drugimi bundowcy (hapoel to w końcu nic innego, tylko "robotnik" po hebrajsku). Tutaj mamy afisz zapraszający na mecz białostockiego ŻKS w derbowym meczu z drużyną "Amatorzy". Podczas meczu przygrywała orkiestra dęta, żeby jeszcze bardziej urozmaicić te trzymające w napięciu wydarzenie sportowe! Następny plakat potwierdza to co pisałem o nazwach klubów żydowskich. Zresztą jak widać nazwy tych polskich też bywały ciekawe, Rzeźniczy Będzin brzmi atrakcyjnie. Zmagania klubów z Będzina i Sosnowca zostały określone jako "wielka sensacja sportowa" i nie mamy żadnego powodu, żeby w to wątpić.

http://polona.pl/item/5145184/0/

Z czasem afisze ewoluowały, tutaj mamy nawet... rebus. Nie do końca wiem, dlaczego chorzowski AKS jest symbolizowany przez "burzę", "grzmot" tudzież "piorun", w każdym razie wynika stąd, że grał POR-z (tylko gdzie "a"?) pierwszy w Poznaniu. Była to prawdopodobnie równie wielka sensacja sportowa jak mecz Hapoela z Rzeźnikami w Będzinie!

http://polona.pl/item/4550997/0/

Na tym afiszu możemy podziwiać dopingujących kibiców! Jak widać ekspresja towarzysząca dopingowi od samego początku wyglądała podobnie. Nie dziwią te emocje, przecież gra na nowym boisku zapowiadała niezwykłą atrakcję. Swoją drogą ten plakat ukazuje inną charakterystyczną cechę międzywojennej piłki nożnej, mianowicie fakt iż całkiem pokaźna grupa piłkarzy to byli równocześnie żołnierze, zaś same wojsko chętnie organizowało kluby i zgłaszało je do rozgrywek, bądź organizowało zawody we własnym gronie.

http://polona.pl/item/3065843/0/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/27324/h:376/

Trochę z kronikarskiego obowiązku, trochę jako ciekawostkę prezentuję też ten plakat, pochodzący już z czasów II WŚ. Wojna nie wojna, ale pokopać zawsze można. Przy czym oczywiście nie Polakom, w piłkę grali niemieccy żołnierze, policja, SS itd. Ten mecz odbył się na stadionie Legii, z kolei zdjęcie pozwala nam też zobaczyć kopaczy radomskiego Luftwaffe Sportverein na ich "własnym" stadionie w pojedynku z drużyną z Krakowa (NAC dba o to, żeby przypadkiem nikt nie przegapił skąd pochodzą ich zdjęcia, więc przepraszam za te logotypy).

To tylko kilka z kilkuset afiszy piłkarskich, które można sobie pooglądać na polonie. Za każdym kryje się jakaś historia, więc zachęcam do ich przejrzenia - wszystkie zgromadzone są pod tym adresem: http://polona.pl/search/collection/43/

Jutro mecz otwarcia Mistrzostw Świata w Brazylii, wszyscy runą do telewizorów, nawet ci, którzy na co dzień piłką aż tak bardzo się nie interesują i nie wszystko z tego, co się dzieje na boisku jest dla nich jasne. Jak powszechnie wiadomo największe trudności sprawia zrozumienie co to jest do cholery ten cały spalony. Fakt, nie jest to prosta sprawa. Nawet w pierwszym wydanym po polsku (w 1923 roku) podręczniku przedstawiającym zasady futbolu jego autor po dwóch stronach wywodu ostatecznie stwierdza: "Teorji spalonego nie potrzebuje się gracz wyuczać, gdyż trudniej ją zrozumieć i pojąć i najlepiej się pozna to prawidło podczas gry" (http://polona.pl/item/1516753/23/).



niedziela, 8 czerwca 2014

Przypadłość

Czasem tak jest i już. Zdarza się niektórym dzieciom, ale czasem także i dorosłym z powodu choroby dotykającej ciało bądź umysł. Nie jest to na pewno powód do śmiechu, a rzecz wstydliwa, sprawa delikatna. Być może też dlatego nasi przodkowie woleli nie nazywać rzeczy po imieniu, lecz poetycką metaforą?

http://polona.pl/item/7852990/115/

Czy te przepisy na środki jakoby leczące nocne moczenie z dzieła "Wiadomość ciekawa, czyli skutek zbórz, jarzyn y ziół ku zdrowiu ludzkiemu wielu służąca przedrukowana" z 1779 roku autorstwa Pawła Jana Biretowskiego mogą pomóc - wątpię. Ale w każdym razie jest to świadectwo nie tylko ogólnego określenia przykrej przypadłości, lecz też i osób nią dotkniętych, "rybaków"... A także wrażliwości językowej z okresu staropolskiego.

wtorek, 3 czerwca 2014

Duchy, naziści i Kluski

Okultyzm, spirytyzm, zjawy, głosy z zaświatów i tym podobne koszałki opałki w różnych formach zapładniały umysły ludzi od zawsze. Ale ze szczególną siłą i "udowodnione" różnymi pseudo naukowymi  racjami około stu lat temu. Światłe nauki madame Bławackiej i jej podobnych wizjonerów natchnęły niezliczoną liczbę osób, w tym niejednego nazistę, z Himmlerem na czele. I to się działo naprawdę: kolesie w eleganckich mundurach od Hugo Bossa mordujący milionami ludzi w imię czystości rasy wierzyli w czary, tajemne moce i leśne duszki. Oczywiście mieli do tych zjawisk podejście "naukowe" i z właściwą Niemcom pieczołowitością prowadzili systematyczne badania na różnych polach. 

Z punktu widzenia archiwisty (w moim przypadku już co prawda byłego) szczególnie interesujące jest Hexenkartothek, czyli spuścizna archiwalna po specjalnej komórce SS zajmującej się od 1935 roku zbieraniem historycznych materiałów dotyczących procesów o czary. Ta jednostka miała malowniczą nazwę, jak to u nazistów bywało: H - Sonderkommando. "H" od "hexe", czyli "czarownica". Sprawa była tak wielkiej wagi, że jeszcze w '44, kiedy już się wszystko waliło i paliło owe kommando prowadziło swoją działalność. 

Próbuje się racjonalizować działalność tej grupy, tłumacząc że dane z procesów przydawały się do poznawania technik wymuszania zeznań tudzież zbierania haków na Kościół Katolicki, ale uważam, że to bzdury. Po pierwsze znaczna część, o ile nie większość, procesów czarownic z terenów nowożytnych Niemiec była wytaczana przez protestantów. Po drugie, protektorem H - Sonderkommando był nie kto inny, tylko Heinrich Himmler, którego zamiłowanie do okultyzmu jest powszechnie znane. Tak więc była to zwykła palanteria i nie ma co doszukiwać się jakiegoś większego sensu i logiki w ich działaniu. Kończąc ten wątek dodam tylko, że cała spuścizna jaka pozostała po tej jednostce jest obecnie przechowywana w Archiwum Państwowym w Poznaniu. No przynajmniej coś ciekawego po naziolach nam zostało!

Szczęśliwie wiara w okultyzm czy spirytyzm zazwyczaj kończyła się uczestniczeniem w różnych tajnych, a przynajmniej bardzo tajemniczych obrzędach. Każdy może spędzać swój wolny czas jak lubi, więc można wybaczyć zamiłowanie wielu nawet niegłupich ludzi do tak zwanych seansów spirytystycznych. 

O tym, że podchodzono do nich śmiertelnie poważnie jest sporo świadectw, a do bardziej monumentalnych należy liczące niemal 600 stron dzieło Norberta Okołowicza pod tytułem "Wspomnienia z seansów z medjum Frankiem Kluskim: zbiór dokumentów i materiałów dowodowych" (1926 r.). Są tam szczegółowe relacje z seansów, plany sytuacyjne pomieszczeń w których się odbywały i przede wszystkim mnóstwo zdjęć. Wszystko sporządzone tak, aby miało wszelkie znamiona poważnych obserwacji naukowych. W przekonaniu autora zresztą tak zapewne było.

Ale kim był właściwie ten Franek Kluski? Trudno mi powiedzieć, co trzeba mieć w głowie, żeby dla uwiarygodnienia swoich tajemnych mocy przyjąć taki pseudonim artystyczny. Być może jest to po prostu świadectwo wyrafinowanego poczucia humoru Teofila Modrzejewskiego, bo tak faktycznie się ów pan nazywał. Nie był to zresztą chyba taki zły człowiek. W wojnie z bolszewikami brał udział jako ochotnik, za swoje seanse pieniędzy nie brał, większość życia zajmował się zresztą pożyteczniejszymi sprawami, gdyż pisaniem do prasy. Tak więc daleki jestem od potępiania go, krzywdy nikomu nie zrobił, za to zapewnił wielu, w tym takim personom jak sam marszałek Piłsudski czy Boy-Żeleński, niezwykłych wrażeń. Choć oczywiście trudno stwierdzić, czy duchowych, czy raczej artystycznych.

Zajrzyjmy do "Wspomnień z seansów", na zachętę krótki cytat: "Po chwili głośne mruczenie i mlaskanie obwieszcza obecność, znanej już z poprzednich seansów, zjawy pierwotnego człowieka. Zjawa ta kręci się i ociera o osoby siedzącej bliżej medjum - najwięcej o pana Broniewskiego, liżąc go po rękach i twarzy". Ok, przyznam się: nie chciałbym być na miejscu pana Broniewskiego!

Seanse, zjawy i samego Kluskiego możemy podziwiać na zdjęciach z książki Okołowicza.

 
O_O

Więcej zdjęć i wstrząsających relacji z seansów pod adresem: http://polona.pl/item/16135735/4/