poniedziałek, 8 września 2014

Kiedy mąż z żoną spał, co z sobą gadali, albo czynili

Ostatnią notkę na blogu zakończyłem dramatycznym pytaniem: skąd można dowiedzieć się czegoś o życiu intymnym naszych przodków w okresie nowożytnym,  a więc od XVI do XVIII wieku?  Otóż sporo mniej lub bardziej szczerych wyznań tzw. “zwykłych” ludzi (mam tu na myśli głównie chłopów i mieszczan, którzy stanowili razem co najmniej jakieś 80% mieszkańców Rzeczpospolitej) można znaleźć choćby w księgach sądowych różnego typu. Przytaczałem kiedyś na Panoptikum sprawę Andrzeja Snopskiego, który ponoć miał olbrzymią skłonność do zwierząt (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/10/uczynek-naturalny-czyli-o-nietypowej.html). No ale trudno powiedzieć, że to była normalna sytuacja. Równie zresztą nietypowe były wyimaginowane stosunki niejakiej Jadwigi z Porażyna z diabłem Jaśkiem (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2013/12/o-zimnym-jasiu.html). Zupełnie do wiary jest natomiast wielka awantura w Boćkach w 1747 roku, kiedy to “Gmitior Froncuk miał zrobić brzucha siostrze żony swojej” (http://oto-panoptikum.blogspot.com/2014/01/zrobic-brzucha-siostrze-zony-swojej.html), ale tam jednak też nie ma wcale tak wielu szczegółów. To zresztą pokazuje przy okazji, że księgi sądowe siłą rzeczy dotyczą sytuacji nadzwyczajnych, co może nam dać nieco skrzywiony obraz seksualności naszych przodków. Będziemy jednak czujni i nie damy się wyprowadzić na manowce.

Luigi Rossi (1853–1923), Wnętrze kurnej chaty

Ta ostatnia historia z Bociek opowiada o zdradzie małżeńskiej - sytuacji może nie zupełnie wyjątkowej, ale jednak też nie zwyczajnej. Najczęściej seks w owych czasach uprawiały jednak osoby połączone świętym węzłem małżeńskim, do seksu przed- czy pozamałżeńskiego oczywiście też dochodziło, jednak za normalną sytuację uważano stosunki między mężem i żoną. A ponieważ zdecydowana większość mieszkańców Rzeczpospolitej to byli chłopi, więc o takich małżeństwach też głównie będę pisał.

Pierwsze co musimy wiedzieć, to że pojęcie intymności w warunkach, kiedy całe rodziny żyły i spały w jednym pomieszczeniu raczej nie funkcjonowało. Chłopska chałupa miała przecież zwykle jedną, góra dwie izby, wszyscy siedzieli sobie na głowach i nic w tym dziwnego nie było. Pewnie i można było się gdzieś schować, w jakiejś obórce czy pójść na siano, ale kto to widział, żeby porządny gospodarz i poważna gospodyni obściskiwali się po kątach, jak jakieś małolaty albo co gorsza cudzołożnicy? Podejrzana sprawa. Od tego zresztą jest łoże małżeńskie, żeby w nim się odbywała prokreacja.

David Teniers Młodszy (1610 - 1690), Wieśniak jedzący ostrygi

Wyobraźmy sobie więc, że zaglądamy do takiej chałupy w XVII czy XVIII wiecznej Polsce. No i co widzimy? Niewiele. Jest noc, bo sprawy małżeńskie należy czynić w nocy. Zresztą w dzień to jest czas na robotę. A noc w tamtych czasach, czy to na wsi, czy w mieście, to nie taka noc, jaką znamy dzisiaj. Oświetlenie domowe, nawet jeżeli już było, to w każdym razie nie zostawiano go na pewno na porę snu, zarówno ze względu na bezpieczeństwo jak i dlatego, że nie miało to żadnego sensu. Może w zimę coś tam w kominku albo w palenisku (kurna chata to nie była wcale taka rzadkość) żarzyło się, ale jednak przez większą część roku nocą w wiejskiej chacie panowała ciemność. Przez okna nie mogło wpadać za dużo światła, bo przecież nawet w największych miastach nie było latarni ulicznych. Pierwsze latarnie gazowe czy naftowe pojawiły się zarówno w polskich jak i europejskich miastach dopiero w XIX wieku, i to bliżej jego połowy, niż początku. Na wsiach zaś jeszcze nawet po ostatniej wojnie światowej nie był to taki zwyczajny widok.

Poza tym ewentualne światło z ulicy musiałoby dostawać się przez okna. Tymczasem otwory okienne w przeciętnej wiejskiej chacie okresu nowożytnego nie mogły być duże, bo za szybko uciekałoby przez nie ciepło, co miało spore znaczenie w zimę. Poza tym patrząc na obrazy malarzy z Europy Zachodniej, gdzie poziom życia chłopstwa był generalnie wyższy niż w Rzeczpospolitej, widoczne tu i ówdzie otwory okienne ich domostw zamykane są drewnianą okiennicą. Tak więc być może o ile nie było dużych upałów, to na noc takie otwory okienne zamykano i było już w ogóle jak w grobowcu? Jeśli już zresztą okno miało szybę, to nie były to wielkie, doskonale przezroczyste tafle które znamy dzisiaj, ale coś na kształt bezbarwnego witrażu: kawałki dosyć grubego szkła wstawione w siatkę ołowianych spojeń. Pewne - nomen omen - światło, rzuca na to zagadnienie fragment zeznania z 1780 roku człowieka, który był świadkiem zdrady małżeńskiej. Podpatrzył on Tomasza Scelinę i Dorotę "na wspołeczeństwie tak, jak mąż z żoną, gdyż miesiąc świecił i okiennice zawarte nie były".

Hendrik Martenszoon Sorgh (ok. 1610 - 1670), Chłopi grający w karty

Mimo wszystko w normalnej sytuacji dużo nie zobaczymy, współdomownicy pary małżeńskiej też niewiele widzieli. Mogli natomiast bez większego problemu coś usłyszeć. To charakterystyczne, że w poradniku dla spowiedników z 1753 roku jego autor, ksiądz Marcin Nowakowski nakazuje zadawać pannom pytanie: “Nie podsłuchiwałaś też kiedy mąż z żoną spał, co z sobą gadali, albo czynili?”. Nie pytał o podglądanie, no bo i co tam można było zobaczyć, skoro ciemno, a cała akcja odbywała się i tak pod pierzyną. To już nam zresztą daje pierwszy trop, jak wyglądało pożycie małżeńskie przeciętnego chłopa: po ciemku, po cichu, pod kołdrą. Nie brzmi zbyt ekscytująco, ale z drugiej strony chyba nie aż tak obco. Spora część Polaków żyje w blokach gdzie ściany mają grubość zeszytu 16 kartkowego, można łatwo usłyszeć nie tylko kogoś przebywającego w pokoju obok, ale czasem nawet i z piętra wyżej czy niżej. Albo i trzech pięter.

Tą refleksją na dzisiaj zakończę i zapraszam już za kilka dni na ciąg dalszy rozważań o wojeryzmie w służbie nauki ;)

P.S. Sporą część cytatów źródłowych podaję (i będę jeszcze nie raz podawał) za książką Tomasza Wiślicza pt. "Upodobanie. Małżeństwo i związki nieformalne na wsi polskiej XVII - XVIII wieku", Wrocław 2012, którą serdecznie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz