niedziela, 11 stycznia 2015

Dawno tu nie było żadnego mema...

No to już jest.



Lipa saska

AGAD, Zbiór tablic genealogicznych Oddziału III, sygn. 1
Trzeba przyznać, że te drzewo genealogiczne robi naprawdę duże wrażenie. Szkoda tylko, że to... lipa.

Heinrich von Bruhl był najważniejszą postacią na dworze saskim za Fryderyka Augusta I i Fryderyka Augusta II (u nas bardziej znanych jako August II Mocny i August III Sas). Było to dla jego ambicji za mało, chciał też odgrywać pierwszoplanowe role w Rzeczpospolitej. Jednak bez więzów krwi z jakimś polskim szlacheckim rodem nie było to możliwe. Ponieważ dla chcącego (i zamożnego i wpływowego) nic nie jest niemożliwe, więc Bruhl łatwo udowodnił Trybunałowi Koronnemu w 1748 roku, że był powiązany rodzinnie z wygasłym szlacheckim rodem Ocieskich. Nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością, jednak fikcja została zatwierdzona i uznana za wersję oficjalną. Niniejsze drzewo genealogiczne było tylko kolejnym rzekomym na to dowodem, elementem kampanii propagandowej Bruhla.

A tu to samo w lepszej rozdzielczości:

https://commons.wikimedia.org/wiki/File:AGAD_Wykres_potomkow_w_ukladzie_poziomym_Henryka_Bruhla,_pierwszego_ministra_Saksonii.png

Staropolskie komisje śledcze?

Jeśli wydaje się komuś, że komisje śledcze i różne gorszące sceny w polityce to wynalazek naszych czasów to oczywiście grubo się myli. W okresie staropolskim istniał swego rodzaju odpowiednik komisji śledczej - sejm inkwizycyjny. Niniejszy dokument dotyczy pewnej kontrowersyjnej sprawy i tego typu sejmu w 1592 roku. A była to awantura naprawdę dużego kalibru!


Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Radziwiłłów, dz. II, sygn. 3492

Zygmunt III Waza był już polskim królem od jakiegoś czasu, ale zarówno on, jak i jego ojciec Jan, byli mocno przekonani, że Polska Polską, jednak najważniejszy jest dziedziczny tron szwedzki. Podczas zjazdu w Rewlu (wrzesień, 1589 rok) staremu puściły nieco nerwy, zrobił Zygmuntowi awanturę i zażądał od niego ni mniej, ni więcej, tylko abdykacji z polskiego tronu i powrotu do Szwecji. Chciał na tym zresztą ugrać jeszcze więcej, zaczął lewe rozmowy z Habsburgami, którzy ostrzyli sobie zęby na polską koronę. Plan był prosty: Zygmunt III opuszcza Rzeczpospolitą, a na nowego króla polskiego podczas elekcji zostaje wybrany jedyny poważny w takiej sytuacji kandydat, arcyksiążę Austrii - Ernest Habsburg. Ponoć wszystko to działo się niejako za plecami Zygmunta, ponoć żadnych ofert nie przyjął, dokładnie to nic nie wiadomo, chyba faktycznie on sam mniej tego chciał, niż jego ojciec. Sprawa pewnie pozostałaby w kuluarach i mało co byśmy dzisiaj o tym wiedzieli, ale jak to czasem w takich sytuacjach bywa "odchody uderzyły w wentylator" i się zaczęło. W 1592 roku Habsburgowie przedstawili zdumionej opinii publicznej w Polsce całą korespondencję dotyczącą planowanej abdykacji, czyli de facto próbie przehandlowania korony polskiej. Szlachta wpadła w histerię, zażądała zwołania specjalnego sejmu podczas którego król musiał się gęsto tłumaczyć, że to wcale nie było tak, że do Szwecji się nie wybierał i nie wybiera, i że chce być ich dobrym królem. Po wyrażeniu skruchy i złożeniu obietnicy, że do kraju ojczystego nie pojedzie bez wyraźnej zgody szlachty i senatorów sprawa jakoś rozeszła się po kościach, choć ją pamiętano Zygmuntowi jeszcze bardzo długo.

P.S. Dokument w dużo lepszej rozdzielczości dostępny tutaj: 


https://commons.wikimedia.org/wiki/File:AGAD_Zarys_koncepcji_przeprowadzenia_sejmu_inkwizycyjnego.JPG

Przegląd prasy dawnej

Tak sobie czytam te stare gazety i to jest jednak pouczająca lektura. Albo nawet jeśli nie pouczająca, to zabawna. Spójrzmy.


W 1930 roku Leo Fuks miał zaledwie 19 lat, a już zdobył miano ulubieńca Warszawy! Jak wyglądały jego występy? Nie wiemy, ale chyba musiały być niezłe, skoro tak go sobie upodobała warszawska publiczność.

Źródło: http://polona.pl/item/7984099/0/




Nagłówek nie do ogarnięcia z 1932 roku.

Źródło: http://polona.pl/item/16029189/1/
 
 
Jak donosi ,,Gazeta Warszawska" w 1795 roku ,,dnia 5 marca zbiegły człowiek na klaczy karej; wzrostu miernego, otyły, włosy rudawe w tyle ucięte, mający lat 38 (...) kto by takowego człeka schwytał udać się ma na ulicę Bonifraterską pod numerem 2165, a odbierze przyzwoitą nagrodę". Rozglądajcie się za rudym, grubym kurduplem w średnim wieku, warto!


I znowu ,,Gazeta Warszawska", z tego samego roku.


Wracamy do okresu międzywojennego: "Szedł sobie ulicą Marszałkowską jakiś jegomość tem jednem odznaczający się wśród tłumu przechodniów, że posiadał fizjognomię wybitnie nieprzyjemną, oczy latające, a buzię mile uśmiechniętą, po prostu - podejrzanie uśmiechniętą". Tak oto rozpoczyna się artykuł opisujący historię pojmania niejakiego Jana Leśnikowskiego, bez adresu, lat 24. Sam przedstawił się jako "Syn Niebios", zaś jako adres zamieszkania podał oczywiście Niebo. Potem wyszło, że jednak coś tam może i ukradł, ale faktem pozostaje iż zatrzymano go nie mniej, nie więcej, tylko za paskudną gębę.

Jak donosi "Dzień Dobry!" z 8 września 1932 roku.

Źródło: http://polona.pl/item/15165289/4/