środa, 25 marca 2015

Kurka niewodna, lecz zielononóżka

Postanowiłem zaprząc Panoptikum do propagandy patriotyzmu kurzanego. Otóż polecam jajka od kur zielononóżek - mają ponoć mniej cholesterolu niż inne, poza tym nie pochodzą z koszmarnego chowu klatkowego, gdyż nie jest to rasa drobiu nadająca się do tego typu bestialskich eksperymentów. Ponadto są to nasze rodowite, patriotyczne polskie kury! Wyhodowane przez najlepszych polskich hodowców przed ponad stu laty zielononóżki są też po prostu ładne. 

Ich wyższość zarówno nad wydelikaconymi kurami zagranicznymi oraz niedożywionymi kurami polskimi nie tak szlachetnych odmian wykazuje też niniejsza ulotka z lat 20. XX wieku.

http://polona.pl/item/25194213/0/

sobota, 7 marca 2015

Jak miło spędzić niedzielę

Niewielkie miasteczko gdzieś w Rzeczpospolitej, spokojne niedzielne popołudnie, rok 1750...

"Będąc w niedzielę u pana Nowogrodzkiego na piwie grałem w karty przy jednym stole w kompanii z Karaskiem, Antonim Lisikiewiczem i z Niemcem, którego nie znam. Przy drugim stole grali także w karty Marcin Krulikiewicz, Bartłomiej Brudzek, Szlawka młody i Mikołaj Byski, gdzie skłóciwszy się z kart grania Brudzek ze Szlawką, dał Szlawka Brudzkowi w gębę. W tym Krulikiewicz mówił do Szlawki: 

- Nie bądźże przecie tak prędkiej ręki!

Za którym słowem Szlawka młody mówiąc do Krulikiewicza: 

- Albo i ty chcesz?! 

I uderzył go w gębę. Antoni także Lisikiewicz wyszedłszy od naszej kompanii dał Krulikiewiczowi pięścią między oczy, i pochwycił go za włosy za stołem. Po tym ja skoczyłem do Antoniego Lisikiewicza perswadując mu, aby dał pokój i nie wdawał się, ponieważ on z nimi w karty nie grał, za temi słowy wyszedł Antonii Lisikiewicz na szrodek izby. Któremu mówił Krulikiewicz: 

- Coś ty miał do mnie, żeś mnie uderzył pięścią między oczy? 

I wziąwszy dzbanek rzucił nim Lisikiewicza, tak że go ranił w czoło. W tym przyszła matka Krulikiewicza i mówiła synowi te słowa: 

- Ej synu, co to robisz! Wszakeś się ty dawno nie bił? Pójdź tu stąd!
 
Jan Brueghel (starszy), Bójka chłopska, ok. 1610 r. (źródło: http://www.olmuart.cz/en/collections/paintings--44/brueghel-sr-jan--257/#)

I wzięła go pod ramię, do której Marcin Szlawka przyskoczywszy uderzył ją w gębę, i wziąwszy ją za głowę uderzył o ławę, aż jej czapka z głowy spadła, wołając na nią: 

- Ty kurwo niepoczciwa! 

Ona mu odpowiedziała: 

- Toś ty jest skurwysyn, kiedym ja kurwa!

Na które słowa przyszedł pan Nowogrodzki, gospodarz, i mówił: 

- Kto to jest niepoczciwy? To jest moja siostra, nie kurwa! 

A w tym właśnie czasie młody Szlawka wyłamawszy z ławy nogę uderzył dwa razy w rękę Krulikiewicza, co spostrzegłszy pan gospodarz dał mu w gębę, za którym uderzeniem skoczywszy Marcin Szlawka uderzył trzy razy pana Nowogrodzkiego w gębę. Po którym pan Nowogrodzki mówił: 

- A cóż to to? To mnie jeszcze, gospodarza, bijecie?! Dajcie czym prędzej znać do pana burmistrza.

Gdzie przyszedłszy pan burmistrz z Pruszewskim, z Tomaszem Krawcem i Kościńskim nie zastali żadnego z tych co się bili, tylko Marcina Szlawkę, którego chcieli wziąć na ratusz, lecz im mówił:

- Mnie brać nie możecie, bom ja jest kościelny sługa. 

Pan burmistrz mu odpowiedział: 

- Ponieważeś jest kościelny sługa, toś jest nieuciczny [nie uciekający?]. Stawisz się jutro do sądu. 

I zaraz odszedł pan burmistrz."

Niniejsze zeznanie naocznego świadka uzupełnia obdukcja Krulikiewicza.
 
"Ręka prawa stłuczona do kości i napuchła od Szlawki młodego nogą od ławy. Item obadwa oczy podbite i bardzo podsinione od Antoniego Lisikiewicza w dzień niedzielny u pana Nowogrodzkiego na piwie". 



Cytaty pochodzą z "Księgi wójtowsko - radzieckiej Grodziska Wielkopolskiego 1746 - 1756" (Zakład Narodowy im. Ossolińskich, sygn. 1515/II).

czwartek, 5 marca 2015

Żona zbiegła. Albo i nie zbiegła.

"Gazeta Warszawska" to jeden z najstarszych polskich dzienników, ukazywała się bez większych przerw od 1774 aż do... 1939 roku. Różne miała losy, różne profile, ale w gruncie rzeczy to nie ona sama mnie zainteresowała, lecz pewna drobna historia, o której można było przeczytać na jej łamach na początku 1795 roku. W dziale "Doniesienia" zawierającym listy do redakcji i ogłoszenia władz miejskich Warszawy 3 marca czytamy taki oto apel:

"Zofia Nowakowna Kęcla żona, z Warszawy zbiegła, zapozwana jest do sądu konsystorskiego warszawskiego. Przeto obwieszcza się, aby w tymże sądzie na terminie stawała, ktoby zaś o niej wiedział, aby tamże doniósł. Tenże mąż doprasza się."

http://polona.pl/item/9032762/9/

Co za wredny babsztyl, prawda? Pewnie tak byśmy o niej myśleli po wsze czasy, jednak ta historia ma ciąg dalszy. W tym samym dziale tej samej gazety, tylko z 14 marca, swoją wersję wydarzeń podała rzeczona Zofia:

"Gdy w Gazecie dnia 3go marca roku bieżącego przez sł[awetnego] Tomasza Kintzla, rzeźnika warszawskiego, o żonie swojej za udaniem tegoż męża swego podana do procesu, jakoby była zbiegła jest podana, przeto taż szl[achetna] Zofia z Nowaków Tomasza Kintzla żona oświadcza całej publiczności, iż ani zbiegła od męża swego, krzywdy żadnej nie uczyniła onemu, i owszem, z wiadomością męża, sł[awnego] Tomasza Kintzla jak mu jest wiadomo, z ojcem swoiem do domu wyjechała, i zawsze w sądzie, i każdego czasu dla zniesienia tej plamy i dochodzenia tej nierzetelności swemu małżonkowi stawić się oświadcza. Dnia 12 marca 1795."

http://polona.pl/item/9032765/11/
Nie mam pojęcia, kto tu skłamał, może zresztą nikt, i obie strony były święcie przekonane o swojej racji? Tego z "Gazety Warszawskiej" się już nie można dowiedzieć. Biorąc zresztą pod uwagę, że oboje poszli w zaparte, to nawet gdybyśmy żyli w Warszawie w 1795 roku nie moglibyśmy dociec prawdy.

wtorek, 3 marca 2015

Moda. Moda nigdy się nie zmienia

Od tylu lat się powtarza, a w galeriach handlowych ciągle tłumy.




Źródło: "Mody jesienne i zimowe 1912-1913", "Szyk! czyli sztuka ubierania się gustownie : (poradnik dla kobiet)" (1890), polona.pl