niedziela, 26 kwietnia 2015

O tym, co Minio Tereni w listach rysował

Czytanie cudzych listów to bez wątpienia brzydki obyczaj, a umieszczanie ich na dodatek w Internecie to już zachowanie skandaliczne, ale co mi tam, zrobię to (zresztą nie po raz pierwszy i pewnie nie po raz ostatni). Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że zarówno jego autor, jak i adresatka już od dawna nie żyją, a poza tym nie można dłużej kryć w otchłaniach Archiwum Głównego Akt Dawnych plastycznego talentu twórcy listu. Mamy oto korespondencję Minia do Tereni, rzecz napisana gdzieś w II połowie XIX wieku. Nie był to jednak byle jaki Minio, ani byle jaka Terenia, tylko Michał Radziwiłł i jego siostra Teresa, z nieborowskiej gałęzi rodu. Tak, z tego Nieborowa, do którego jeździ się w podstawówce na wycieczki szkolne i podziwia w pakiecie z Arkadią.

Mniejsza o większość, zapraszam do lektury, a przede wszystkim do podziwiania rysunków Minia.

"wiem tylko, że poniedziałek
wczoraj była rocznica koronacji cesarza
data drugiej części mego listu

Kochana Tereniu,

Wybaczy mi Tenia, że na takim papierze do niej piszę, zabrakło mi listowego, ale nic Tenia na tem nie przegra, bo tylko więcej miejsca dla gadatliwych Korespondentów. Niedawno się dowiedziałem o historyjce, którą tu zaraz opiszę, dzieląc z Tenią, co mam najlepszego.

Była sobie gdzieś pobożna zakonnica, żyła naturalnie w klasztorze, między innemi siostrami, a miała sobie powierzone klucze do pewnej szafki na korytarzu, gdzie się zamykała oliwa do lamp i butelka wina od uroczystości. Siostra ta, nazwijmy ją Teresą, lubiła łyknąć kiedy niekiedy, bała się suchot, a w jej wyobraźni wino było jedyny lekarstwem do podtrzymywania upadających sił; przeto, gdy inne siostry oczy wlepione w brewiarzach, chodziły modląc się w sieni, ta nie odchodziła od szafki, wreszcie upatrzyła chwilę, siostry na nią nie patrzały, tylko słyszeć mogły. 

Archiwum Radziwiłłów z Nieborowa - akta dawniejsze sygn. 70, str. 406 - 407
Otwiera więc szafkę i głośno modli się się: "otwórz się furto niebieska" niby jakiś werset z brewiarza czyta; otworzyła się się furtka, dależ do butelki, więc podnosząc oczy do nieba, z głębokiem westchnieniem i każde słowa wymawiając "Panie! Ty, co nas bez miary obsypujesz twei dary", pfi, pfi, pfi... 
Archiwum Radziwiłłów z Nieborowa - akta dawniejsze sygn. 70, str. 406 - 407
A siostry nic się nie domyślają, ale jakże później zrobić, gdy trzeba będzie pić, tu lęk, nachyla jednak butelkę i mówi z nabożeństwem: "Panie, przez twój... ból, ból, ból, ból, ból, ból, ból" pije.

Archiwum Radziwiłłów z Nieborowa - akta dawniejsze sygn. 70, str. 406 - 407
Ale nieboraczka tak się upija, że wkrótce czując pewien zawrót głowy, pada, a padając ma czas te słowa wymówić: "Boże, pomóż znieść ciężary naszych grzechów i przywary". 

Archiwum Radziwiłłów z Nieborowa - akta dawniejsze sygn. 70, str. 406 - 407
Oto jest owa historyja ułożona zapewne dla zbudowania młodzieży polskiej, a którą i ja w tymże celu opisuję.".

Ok, żartobliwość tej historyjki jest może nieco wątpliwa, suchar jak się patrzy, ale nie da się odmówić Miniowi talentu do rysowania karykatur. Kreska jest całkiem sprawna, można tu mówić chyba nawet o czymś w rodzaju proto-komiksu! Co by się zresztą zgadzało, bo w tym okresie w gazetach pojawiały się już tego typu wytwory.

Dla ciekawskich, list w całości wygląda tak:


P.S. Nigdy bym pewnie na ten liścik sam nie trafił, znalazła mi go moja Przewspaniała Koleżanka Edyta, za co w tym miejscu składam trzykrotny pokłon i dygnięcie, w podziękowaniu :)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Jak z bicza strzelił

Muszę się przyznać, iż ostatni rok minął mi tak szybko, że dopiero dzisiaj zorientowałem się i uświadomiłem sobie jedno: Panoptikum ma równo dwa lata. Zakładając tego bloga ruszałem w nieznane, nie miałem pojęcia ile będę się nim zajmował, czy wystarczy mi chęci, czy w ogóle ktokolwiek się tym, co tu robię, zainteresuje. Gdy zaczynałem chciałem po prostu gdzieś gromadzić skany interesujących według mnie dokumentów, dać możliwość osobom nie mającym do nich dostępu zapoznania się z nimi. Od tego czasu wiele się zmieniło: nie pracuję już w Archiwum Głównym Akt Dawnych, zdążyłem zresztą w tym czasie zmienić zajęcie kilka razy. Każde te kolejne doświadczenie zawodowe i naukowe jest też mniej lub bardziej widoczne i na Panoptikum. Z perspektywy czasu wydaje mi się to dobre - treści są bardziej różnorodne, a zatem chyba i ciekawsze dla Czytelników, zaś ja sam zostałem zmuszony pogłębić wiedzę na polach, o których jeszcze całkiem niedawno nie miałem zielonego pojęcia.

Ale dość taniego sentymentalizmu i lania wody, zamiast tego coś obiecam ;) Otóż w bliższym lub dalszym czasie pojawi się kilka nowych tekstów. I tym optymistycznym akcentem kończę i pozdrawiam!

środa, 8 kwietnia 2015

Święta, święta, i po świętach

Skoro są święta (ok, już nie, ale były), to grzechem by było czegoś nie napisać na ten temat. Tak się szczęśliwie składa, że swoim czasie Oskar Kolberg złaził spory kawałek Polski i zapisywał jak wyglądały lokalne zwyczaje, także wielkanocne. Niektóre przetrwały do dziś w bardzo podobnej formie, inne znacznie się przekształciły, jeszcze inne przepadły całkowicie. Przypomnijmy sobie na przykład taki oto wielkopolski zwyczaj wielkopiątkowy. Bądźmy tradycjonalistami, przywróćmy go!


Jeśli ktoś myśli, że dyngus polega na tym, żeby oblać wodą z wiadra jakąś babcię gramolącą się z autobusu, to się myli. Pierwotnie był to o wiele bardziej skomplikowany zwyczaj, a jednak miał swoje zalety, na przykład można było się napić z tej okazji wódki. Jak podaje Kolberg, około 1860 r., Wielkopolska.


Zostawiając już Kolberga, ale nie temat świąt, proponuję odrobinę folkloru miejskiego z Warszawy lat 30. XX wieku. Zwyczajem, do którego nawiązuje ta humoreska z gazety "Dzień Dobry" (1931 r.) i zdjęcie (1933 r.), jest strzelanie na wiwat z okazji Zmartwychwstania Pańskiego. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą jeszcze z XVIII w. W okresie międzywojennym do konstruowania petard używano chloranu potasu nazywanego potocznie "kaliflorkiem", albo "kaniflorkiem". Kupowano go w aptekach, gdyż w normalnych okolicznościach służył jako środek przeciwbólowy. Po wymieszaniu choćby z siarką albo magnezem dawał efekty piorunujące! Wystarczyło podłożyć taki ładunek na tory (tak jak robią to chłopcy z Solca na zdjęciu) i poczekać aż przejedzie po nim tramwaj.



Źródło zdjęć: NAC, polona.pl

piątek, 3 kwietnia 2015

Professor Bekker - człowiek, którego przedstawienie oglądałbym

Serio, to jest coś, co bym chciał zobaczyć. I to nawet nie ze względu na personel damski (w każdym razie nie tylko!).

Źródło: http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=2450
 Reklama zamieszczona w czasopiśmie "Echo Muzyczne Teatralne i Artystyczne" z 1891 r.